Radni tylko udają, że pracują, aby nachapać się jak najwięcej - oburzają się bialczanie.
- Radni nie patrzą na sytuację zadłużonego miasta. Drą pieniądze, jak się da! Przecież praca w samorządzie powinna być zaszczytem i pracą społeczną na rzecz innych ludzi - mówi Edward Chomicz. Wtóruje mu inny bialczanin, pan Stefan. - W naszym mieście jest bardzo dużo bezrobotnych, a większość mieszkańców zarabia grosze. Potrzeba więcej przyzwoitości w samorządzie! - zaznacza.
Rudolf Somerlik, dyrektor bialskiego prezydenta podkreśla, że jest zdumiony podejściem radnych do maksymalizowania diet. - Wzięli pieniądze za nic. Bo efekty ich pracy w komisjach wcale nie były brane pod uwagę na sesjach budżetowych. To oburza! - nie kryje niesmaku Somerlik.
Waldemar Woźniak (PiS), nowy wiceprzewodniczący bialskiej Rady Miasta potwierdza, że każdy z radnych otrzymał za poprzedni miesiąc na rękę po 1940 zł. - To dla przeciętnego mieszkańca mogą być bulwersujące kwoty - mówi.
Dlatego jego ugrupowanie chciałoby zmienić w statucie zapis o dietach. Proponuje, by za udział w posiedzeniach rady i obrady poszczególnych komisji płacić radnym ryczałtowo. - Wyliczymy, ile średnio na miesiąc przypada diet. Wtedy wytrącimy prezydentowi i jego urzędnikom argument, jakoby radni często zbierając się na posiedzeniach komisji dążyli tylko do zwiększania diet - zauważa Woźniak.
Bogusław Broniewicz, przewodniczący Rady Miasta potwierdza, że wśród radnych toczą się nieformalne dyskusje na temat diet. - Na jednej z najbliższych sesji będziemy rozpatrywać zmiany w statucie miasta. Nie wiem jednak, czy większość radnych zaakceptuje propozycję, aby wprowadzić ryczałtowe diety - mówi Broniewicz.
Na obsługę bialskiej Rady Miasta od kilku lat rokrocznie wydaje się 400 tysięcy złotych.