Kilkaset gumowych kaczek popłynęło Krzną dla 6–letniego Stasia. Klub rotarian z Białej Podlaskiej już szósty raz zorganizował charytatywną akcję, która przyciąga nad rzekę tłumy mieszkańców.
– Usłyszeliśmy od znajomego o tym wydarzeniu. Przy okazji dobrej zabawy, mamy tu szczytny cel. To dobra lekcja dla dzieci – mówi pani Lidia, która przyszła nad Krznę z rodziną. – Zamiast chodzić po sklepach w handlową niedzielę, woleliśmy puścić kaczki.
W sumie rzeką popłynęło ich kilkaset. – Na początku zamówiliśmy 500 sztuk, ale dokupiliśmy jeszcze 400, bo było ogromne zainteresowanie – przyznaje Janusz Matusiak, szef bialskiego klubu rotarian, który już szósty raz zorganizował wyścig. – Przez te wszystkie edycji przekazaliśmy w sumie ponad 80 tys. zł na rzecz potrzebujących. W tym roku pomagamy nieuleczalnie choremu Stasiowi.
Charytatywna akcja przyciąga tłumy mieszkańców. – Bo taka jest istota, że to również piknik rodzinny i integracja. W tych trudnych czasach, udaje nam się zjednoczyć ludzi w takim niesamowitym celu – cieszy się Matusiak.
A jeszcze bardziej zadowolony jest Jakub Motyczka, ojciec 6–latka.
– Staś ma bardzo rzadką chorobą genetyczną Taya–Sachsa, która jest nieuleczalna. Statystyki mówią, że co roku na świecie rodzi się jedno dziecko nią dotknięte – opowiada pan Jakub. – Ta choroba powoduje umieranie mózgu. Nasz Staś chodzi i mówi, ale z czasem to zaniknie. Możemy pomóc mu poprzez rehabilitację, ale zdajemy sobie sprawę, że zwykle kończy się to śmiercią w wieku ok. 16 lat.
Rodzice skupiają się jednak na tym, by ułatwić mu codzienne życie i przedłużyć jego sprawność.
– Syn chodzi do przedszkola, staramy się też jeździć z nim na turnusy, ale jeden taki 2–tygodniowy wyjazd kosztuje 10 tys. zł. Poza tym, gromadzimy potrzebny sprzęt, bo Staś ma już problemy z koordynacja ruchową – dodaje pan Jakub. Trudno mu uwierzyć w tak wielki odzew ludzi. – Taka dobroć nas spotkała przy okazji tego wyścigu. Niektórzy hurtowo kupowali po 30 kaczek – wzrusza się Motyczka. Za jedną sztukę trzeba było zapłacić 20 zł.
Ale niespodzianki czekały też na właścicieli niektórych z nich.
– To na przykład obraz malarki Sylwii Kalinowskiej dla osoby, której kaczka pierwsza dopłynęła do mety. Poza tym sponsorzy przekazali też m.in. telewizor, hulajnogę czy rower – precyzuje Janusz Matusiak.