25-letni mieszkaniec wsi Misie pod Międzyrzecem Podlaskim do każdej butelki rozcieńczalnika wlewał po kilka kropelek płynu zabijającego odór.
Policjanci ustalą, gdzie na terenie powiatu bialskiego był sprzedawany alkohol. Sprawdzą też, czy nie był przewożony do Warszawy, gdzie niedawno natrafiono na kilka tysięcy litrów "uszlachetnionego” rozcieńczalnika pochodzącego prawdopodobnie z Podlasia. Kierowca wiozący trunek wyjawił, że w magazynie podlaskiej firmy może być ponad 11 tysięcy litrów tego "rarytasu”.
- Zbadamy też, czy w znalezionym w środę alkoholu nie było niebezpiecznego dla życia i zdrowia glikolu - dodaje Grochowski.
W lipcu laboratorium Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie wykonało analizy próbek wódki pochodzącej z melin w mieście i w powiecie Biała Podlaska. Stwierdziło w nich obecność pochodzącego z rozpuszczalników glikolu i innych środków chemicznych niebezpiecznych dla zdrowia.
Niestety, osoby pijące alkohol niewiadomego pochodzenia nie dostrzegają zagrożenia. Joanna Kozłowiec z bialskiego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego mówi, że zastraszająco szybko rośnie liczba zatrutych alkoholem, którzy trafiają do szpitala. Kiedy w 2006 przez oddział detoksykacyjny przeszło 113 pacjentów, to do końca sierpnia w 2007 roku było ich już 181. Dużą grupę stanowią osoby, które napiły się wódki z domieszką silnie trującego glikolu.
- Tacy pacjenci mają ciężkie uszkodzenia nerek, wątroby, serca i innych narządów - mówi lek. med. Jerzy Paluszkiewicz, ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii WSzS. - Przez 10 dni lub nawet miesiąc korzystają ze sztucznej nerki. Koszt pobytu takiego pacjenta wynosi średnio 2400 zł za dobę. Za to płaci podatnik.
Doktor Paluszkiewicz dodaje, że rocznie trafia się 25-30 ciężkich zatruć alkoholem. Śmiertelność w tej grupie sięga 75-80 procent.