Fundacją Programów Pomocy dla Rolnictwa kieruje prominentny działacz PSL z Międzyrzeca Podlaskiego. To skrytykowana przez NIK "przechowalnia polityków”.
Ludowiec nie wspominał, że z ministerstwa odszedł po głośnej aferze. Podał się do dymisji, kiedy Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wzięło na celownik CBA i zatrzymało Jarosława G. (usłyszał zarzuty łapówkarstwa), jego dobrego znajomego i członka wspomnianej Bialskopodlaskiej Lokalnej Grupy Działania.
Teraz okazało się, że śmierdzi też w FAPA. Najwyższa Izba Kontroli właśnie ogłosiła wyniki kontroli, jak fundacja realizuje wspieranie rybołówstwa (lata 2007 - 2011, jeszcze zanim przyszedł do niej Litwiniuk). I nie zostawiła na niej suchej nitki.
– Fundacja dostała 750 tys. zł, ale nie wykonała podstawowych zadań. Powinna więc oddać większość tych pieniędzy. Niestety zwróciła tylko 50 tys. zł – mówi Paweł Biedziak, rzecznik Izby. FAPA tłumaczy, że nie było zaniedbań z jej strony. Przyczyną niewykonania części zadań był brak odpowiednich przepisów.
Kontrolerzy obliczyli, że władze Elewarru powinny zwrócić 1,4 mln zł nienależnie pobranego wynagrodzenia. Prokuratura bada brak nadzoru nad spółką m.in. urzędników Ministerstwa Rolnictwa.
– Nie mam nic przeciwko dostępowi do służby publicznej osób zaangażowanych w działalność polityczną lub samorządową, o ile odbywa się to na zasadzie jawności i konkurencyjności – odpisał na nasze pytania Litwiniuk. – Kluczowym kryterium powinny być kompetencje, ale zaangażowanie w życie publiczne lub związki rodzinne nie mogą być przesłanką dyskwalifikującą. To byłaby dyskryminacja.
Litwiniuk wybory do Senatu przegrał, ale nie może narzekać. W ub. roku tylko za zasiadanie w zarządzie FAPA oraz radach nadzorczych Elewarr, Lubelskiego Rynku Hurtowego oraz PKS w Międzyrzecu Podlaskim zarobił 183 tys. zł. To niemało, biorąc pod uwagę, że niektóre stanowisko objął w ciągu roku.