– To typowe szukanie kija, kiedy wszystko inne zawiodło – tak do sprawy wypalania koniom piętna odnosi się Marek Trela, były wieloletni prezes stadniny w Janowie Podlaskim. Ten wątek lubelska Prokuratura Regionalna włączyła do swojego śledztwa.
– Stadniny zawsze znakowały w ten sposób konie, zarówno przed, jak i po mnie – przyznaje Trela, który od kilku lat mieszka i pracuje w Jordanii. W 2016 roku został zwolniony z funkcji prezesa stadniny przez ówczesną Agencję Nieruchomości Rolnych. W Janowie przepracował blisko 30 lat. – Rutynowe znakowanie pozwoliło uratować wiele koni zagubionych w czasie zawieruch dziejowych i było również znakiem firmowym polskiej hodowli, cenionym na świecie – zwraca uwagę były szef, który dzisiaj zarządza rezerwatem dla dzikich zwierząt „Al Ma'wa for Nature and Wildlife” w Ammanie.
Trela przekonuje, że posiadanie konia z piętnem janowskiej stadniny było powodem do dumy. – Robione to było w sposób fachowy, tak aby ograniczyć do minimum ból, a gojenie było błyskawiczne – zapewnia. Tłumaczy również, że czipowanie było dla niego nową metodą. – Nie dawała gwarancji pewności, czy po latach czipy będą wciąż aktywne, a liczne przykłady wadliwych, bądź wędrujących czipów kazały wątpić w ich 100-procentową skuteczność – zaznacza były prezes.
Przypomnijmy, że konie arabskie w janowskiej stadninie oznaczano symbolem „J” w koronie nawet do 2018 roku. Takie palenie rasowe polega na przyłożeniu rozgrzanego do czerwoności żelaza na parę sekund do skóry konia i pozostawieniu blizny – piętna. Jednak nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt, która weszła w życie w 2006 roku, zabroniła tej praktyki, kategoryzując ją jako „znęcanie nad zwierzętami”, za co grozi do 3 lat więzienia.
Organizacje prozwierzęce zwracają uwagę na jeszcze inne aspekty. – To jest metoda rodem ze średniowiecza. To przede wszystkim sprawianie ogromnego bólu. Poza tym, powoduje poparzenie skóry konia – podkreśla Cezary Wyszyński, prezes fundacji na rzecz zwierząt Viva!. W jego ocenie czipowanie jest lepszym rozwiązaniem z kilku powodów. – Jest skuteczne, tanie, szybkie, a przede wszystkim mniej bolesne.
Lubelska Prokuratura Regionalna zajęła się tym procederem w ramach śledztwa wszczętego w 2016 w sprawie niegospodarności w stadninie za czasów, gdy kierował nią Marek Trela. Dotychczas nikomu nie postawiono zarzutów. Ostatnio śledztwo przedłużono już po raz czternasty, tym razem do lipca. – Odkąd jestem prezesem nie wypaliliśmy żadnego znaku. Stosujemy tylko i wyłącznie czipy – przekonuje na koniec Lucjan Cichosz, który szefem stadniny jest od września 2020 roku.