Sąd Rejonowy w Białej Podlaskiej uznał, że tenor Marek Torzewski przywłaszczył 4550 zł, w wyniku czego stratę poniosło Bialskie Centrum Kultury. Autor przeboju "Do przodu Polsko!" będzie musiał oddać pieniądze dla miejskiej instytucji i wpłacić 7,5 tys. zł kary grzywny.
W piątek zapadł wyrok w tej głośnej sprawie. Dotyczy ona wydarzeń ze stycznia ubiegłego roku. Bialskie Centrum Kultury organizowało wówczas koncert galowy „Bogusław Kaczyński in memoriam”. Podpisano w tej sprawie umowę z innym śpiewakiem Witoldem Matulką. Podczas sporządzania dokumentów doszło jednak do pomyłki. Pracownik BCK przez przypadek wkleił numer konta tenora – Marka Torzewskiego (artysta chce występować pod nazwiskiem i z nieutajnionym wizerunkiem). Chociaż umowa była później czytana przez obie strony, nikt nie wychwycił pomyłki. Po koncercie honorarium za koncert zostało przelane na rachunek podany w umowie. Wtedy okazało się, że pieniądze zamiast do faktycznego wykonawcy koncertu, trafiły do Torzewskiego. Artysta mimo próśb nie kwapił się do zwrotu pieniędzy. Bialskie Centrum Kultury przekazało więc sprawę prawnikom. Po wielokrotnych próbach negocjacji podejmowanych przez pracowników BCK z menadżerem śpiewaka, zwrotu nienależnego honorarium nie udało się odzyskać. W związku z tym kancelaria prawna zgłosiła sprawę do prokuratora. A ta oskarżyła artystę o przywłaszczenie ponad 4 tys. zł honorarium.
– Oskarżony wszedł w posiadanie środków należących do BCK wskutek czystej ludzkiej pomyłki. Pracownicy BCK wielokrotnie informowali go o tym. Jednak oskarżony bezprawnie odmawiał zwrotu środków – uzasadniała wyrok sędzia Aneta Żuraw–Kędziora.
Artysty ze względów zdrowotnych w piątek w sądzie nie było. Nie miał też adwokata, bo bronił się sam. Od początku nie przyznawał sie do winy. Na wcześniejszych rozprawach tłumaczył, że to wcale nie były omyłkowo przelane pieniądze, tylko zwrot kosztów podróży związanej z koncertem, który miał w Białej Podlaskiej w maju 2017 roku. Dokładnie był to koncert z okazji Dnia Matki.
– Z Białej do Brukseli to ponad 1500 kilometrów i od początku negocjacji była mowa o kosztach podróży, gdyż muszę podróżować samochodem ze względu na chorobę i samolotem nie mogę – tłumaczył artysta, który od półtora roku zmaga się z chorobą nowotworową.
Torzewski zaznaczał też, że pomiędzy nim a pracownicą BCK była ustna umowa, że kwota za podróż zostanie przelana na jego konto w styczniu 2018 roku. – Wersja wydarzeń prezentowana przez oskarżonego (...) była sprzeczna z zasadami logiki. Stanowiła chybioną linię obrony – tłumaczy sędzia Żuraw–Kędziora. – Działania oskarżonego nacechowane były zamiarem bezpośrednim i kierunkowym w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, ale w sposób zasługujący na szczególną naganę, albowiem motywem była próżna chęć szybkiego i łatwego wzbogacenia się kosztem innych osób – uzasadnia sędzia.
Z kolei mecenas Przemysław Bałut reprezentujący BCK, zwraca uwagę, że śpiewak w czasie monitów telefonicznych pracowników BCK, nie wspominał o zwrocie kosztów podróży. – To dobitnie świadczy o tym, że ta wersja jest na poczet tego procesu. Została stworzona przez linię obrony aby nie oddać przywłaszczonych pieniędzy – zaznaczył w mowie końcowej adwokat.
Sąd oprócz kary grzywny i obowiązku naprawienia szkody poprzez zapłatę 4550 zł na rzecz BCK, obciążył oskarżonego opłatami sądowymi i pokryciem kosztów zatrudnienia pełnomocnika BCK. Wyrok nie jest prawomocny.