Do Nałęczowa i Krasnobrodu, jedynych uzdrowisk na Lubelszczyźnie, dołączyć chcą Biszcza i Susiec. Czy jest się o co bić?
Pomysł, by Biszcza (pow. biłgorajski) stała się uzdrowiskiem pojawił się jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku. – Przeprowadzono wtedy badania wód podziemnych, które wykazały, że mają one właściwości lecznicze. Potwierdziliśmy to przed czterema laty – mówi Zbigniew Pyczko, wójt Biszczy. – Od tego czasu staramy się zdobyć pieniądze na wykonanie odwiertu. Na razie bezskutecznie, ale nie odpuszczamy. Właśnie przygotowujemy kolejny wniosek, który mam nadzieję zostanie zaakceptowany.
Wydobywana w Biszczy woda może posłużyć m.in. do leczenia chorób układu krążenia oraz schorzeń reumatologicznych. Ze względu na znajdujące się na terenie gminy złoża solankowe i specyficzny mikroklimat, leczyć będzie tam można także choroby układu oddechowego i zaburzenia neurologiczne.
Co ważne – sanatoria mogłyby stanąć na w pełni uzbrojonych 60 hektarach samorządowej ziemi. Szacuje się, że mogłoby się w nich znaleźć 500 łóżek.
– Jeśli zostaniemy uzdrowiskiem, zmienimy nazwę na Biszcza Zdrój – zapowiada Pyczko. – Zdobędziemy markę czystej, zdrowej gminy. Przede wszystkim jednak ściągniemy inwestorów z branży medycznej i rehabilitacyjnej, a to oznacza realne pieniądze i nowe miejsca pracy.
Biszczy kibicuje Nałęczów. – Mają świetne warunki na stworzenie bardzo klimatycznego, kameralnego uzdrowiska – uważa Andrzej Ćwiek, burmistrz Nałęczowa. – Dla nas nie byliby konkurencją, ale razem być może tworzylibyśmy znacznie silniejszy głos w domaganiu się zmiany przepisów dotyczących uzdrowisk.
Nałęczów ma wprawdzie u siebie obiekty lecznicze, ale zgodnie z ustawą płacą one niewielkie podatki. Ma też dwie wytwórnie wody, których popularność wiąże się z wykorzystaniem marki uzdrowiska, ale nie przekłada się to na wzrost wpływów do budżetu.
– Gdybyśmy za korzystanie z marki Nałęczowa mogli pobierać tylko 0,4 grosza od każdego sprzedanego litra „naszej” wody, trafiłoby do nas ok. 6–7 mln zł rocznie – wylicza Ćwiek.
Jego zdaniem, obowiązująca ustawa uzdrowiskowa to „przepis na bankructwo”. Zawiera ogromną listę zakazów i nakazów, a żadnych przywilejów z racji budowanej przez wieki marki nie daje. I to trzeba zmienić.
O status uzdrowiska zabiegać chce też Susiec (pow. tomaszowski). – Wręcz wymuszają to na nas warunki naturalne – podkreśla Zbigniew Naklicki, wójt gminy Susiec. – Mamy jod i jest go podobno więcej, niż w czasie sztormu nad morzem. Przed nami ostatnie, czwarte już badanie jego stężenia, które przeprowadzimy zimą. Na początku przyszłego roku złożymy dokumenty do ministerstwa.
Ofertę uzdrowiskową wzmocnić może mająca duże wartości prozdrowotne woda geotermalna z pobliskiej Grabowicy. Mogłyby powstać tam baseny.
– Jest się o co starać. Jesteśmy gminą turystyczną, która ma szansę zwiększyć swą atrakcyjność i pozyskać nowych gości. Przełoży się to na dochód samorządu, ale skorzystają też mieszkańcy utrzymujący się m.in. z agroturystyki.
– Status uzdrowiska to przede wszystkim prestiż, bo szczyci się nim niespełna 50 gmin w całej Polsce – uważa Janusz Oś, zastępca burmistrza Krasnobrodu. – Duże pieniądze za tym jednak nie idą. Mogą na nie liczyć tylko uzdrowiska mające dużo łóżek. Obok tzw. opłaty uzdrowiskowej dostają one rekompensatę od państwa, bo nie mogą uruchomić przemysłu. My mamy 150 miejsc, a to oznacza 100–120 tys. zł z opłaty środowiskowej rocznie. To niewiele.
Dlatego Krasnobród planuje m.in. rozszerzenie lecznictwa o schorzenia chorób układu nerwowego, chorób reumatycznych i układu ruchu, dróg oddechowych, a także otyłości.