Kolonie i obozy będą mogły się odbyć, ale organizatorzy wypoczynku wcale nie skaczą z radości. Ich zdaniem, proponowane obostrzenia są nierealne do spełnienia.
O takich wakacjach, jakie mieliśmy do tej pory, możemy zapomnieć – mówił w połowie kwietnia minister zdrowia Łukasz Szumowski. – Możemy zakładać, że nie będzie kolonii, nie będzie obozów.
Od tego czasu stanowisko resortu zdrowia jest systematycznie łagodzone. Nad tym, jak będą wyglądać tegoroczne wyjazdy uczniów, pracują obecnie trzy ministerstwa. Konkrety mamy poznać w przyszłym tygodniu.
– Wytyczne dla organizatorów wypoczynku, które dostaliśmy do konsultacji, nie napawają optymizmem – przyznaje Robert Sajnaj z biura podróży Lutur. – Obostrzenia w proponowanej formie wygenerują dodatkowe koszty, które bardzo utrudnią nam pozyskanie klientów.
Kolonie nie dla wszystkich
Ze wstępnych zapisów wynika, że w obozach i koloniach nie będą mogły brać udziału dzieci, które miały kontakt z osobami skierowanymi na kwarantannę lub były podejrzewane o zakażenie koronawirusem. Tym, które na wypoczynek pojadą, regularnie będzie mierzona temperatura. Dzieci z podejrzeniem choroby trafią do izolatki, która będzie musiała powstać na terenie ośrodka.
Grupy na obozach nie będą mogły liczyć więcej niż 12-14 dzieci (dziś 15-20). W jednym pokoju lub namiocie spać będą maksymalnie cztery osoby, przy czym na każdą z nich nie mniej niż 4 mkw. powierzchni. Na wypoczynek uczniowie dotrą autokarami wypełnionymi tylko do połowy.
Te przepisy są niedorzeczne
– Ze wstępnego sondażu, który przeprowadziłam wśród rodziców, wynika, że połowa na pewno zrezygnuje z wysłania dziecka na kolonie, a połowa się nad tym poważnie zastanawia – mówi Jolanta Kidaj z Biura Podróży Guliver w Lublinie. – Czekamy na ostateczne decyzje dotyczące wytycznych. Mamy nadzieję, że obostrzenia pozwolą nam na organizację kolonii nie w formie kompanii karnej, ale rozrywki i odpoczynku. Za niedorzeczne wręcz uważam wysyłanie dzieci dwoma autokarami, skoro dzieci i tak będą miały ze sobą kontakt na miejscu.
– 10-dniowie kolonie kosztowały dotychczas 900-1100 zł. Z tej kwoty 200 zł to koszt transportu. Teraz byłoby to 400 zł, a to nie jedyny koszt dostosowania się do nowych zasad sanitarnych – dodaje Sajnaj.
– Przed epidemią na obozy i kolonie zapisano u nas kilkaset dzieci. Potem były dwa miesiące, kiedy nie działo się zupełnie nic. Od tygodnia zainteresowanie wzrasta, mamy pojedyncze nowe rezerwacje – opowiada Krzysztof Styła, współwłaściciel biura turystyki przyrodniczej Perkoz. – Jeśli będziemy mogli działać w lipcu i sierpniu, to przetrwamy. Przez epidemię straciliśmy połowę sezonu, czyli majowe i czerwcowe wycieczki szkolne. Pytanie tylko o to, jak ta działalność będzie wyglądać. Jeśli w ośrodku będzie mogła przebywać tylko jednak grupa, to nikt nie będzie w stanie ponieść kosztów takiego wypoczynku.
Zabraknie wychowawców?
Problemem może być też znalezienie kadry. Dziećmi nie powinny opiekować się osoby powyżej 60. roku życia. A wychowawcy będą musieli wykazać się wyjątkowym talentem organizacyjnym, bo nie będzie wolno opuszczać ośrodków wypoczynkowych.
– To mają być kolonie stacjonarne bez wyjść do muzeów, na molo czy na Krupówki. Dopuszczalne jest tylko sporadyczne poruszanie się po najbliższej okolicy – słyszymy w jednym z lubelskich biur podróży. – Nie wszystkie ośrodki mają przecież baseny, boiska czy korty tenisowe. Co może zaproponować wychowawca? Film w telewizji, grę w planszówki i dyskotekę? Rodzice nie będą taką ofertą zachwyceni. Ze wstępnych rozmów z nauczycielami wiem też, że i oni na taki wypoczynek się nie pchają.