Jeśli my podjęłyśmy się takiego zadania, to młodzi tym bardziej mogą się odważyć - mówi Grażyna Nowińska, emerytka która przed rokiem wspólnie z przyjaciółką otworzyła kawiarnię.
- Człowiek w tym zawodzie musi mieć kondycję psychiczną i fizyczną - mówi Grażyna Nowińska. Przeszła na emeryturę. Jednak po otrzymaniu pierwszych pieniędzy była bliska załamania.
- Dostaję 1100 zł - wyjaśnia. - Zdałam sobie sprawę, że czeka mnie byle jakie życie. Oczywiście, nie kupuję nowych ubrań, rezygnuję z wielu rzeczy, nie stać mnie na kupno książki, ale to dlatego, że zmienia się sfera wydatków. Na pierwszym miejscu są lekarstwa. Rozkładałam pieniądze na kupki. Po zapłaceniu najpilniejszych rzeczy, zostawały grosze.
- Mnie czeka to samo - dorzuca Grażyna Stuczyńska, która po wakacjach będzie emerytką. - Wiem, że dostanę ok. 900 zł. Samej trudno za to się utrzymać.
Jak dorobić
- No i nie chciałyśmy popaść w syndrom emeryta, to znaczy biegać z miejsca na miejsce i szukać gdzie jest taniej o 10 groszy - mówią zgodnie. Zrobiły przegląd własnych możliwości, zastanawiając się, co mogłyby robić.
- W grę wchodziło na przykład prywatne przedszkole. Myślałyśmy o pilnowaniu dzieci, a nawet o niewielkim domu starców. Ten miał być za miastem. Nawet jeździłyśmy i szukałyśmy odpowiedniego obiektu.
Ostatecznie zniechęciło je to, że trzeba było załatwić mnóstwo formalności i pozwoleń. No i mieć więcej pieniędzy, niż mogłyby zgromadzić.
Szybka decyzja
- Miałyśmy mało pieniędzy i większość prac wykonałyśmy same: malowanie, tapetowanie, aranżacja wnętrza, same kładłyśmy panele podłogowe - mówi Stuczyńska.
I tak powstała "Cafe Art. Filiżanka”.
- Jednak nie obeszło się bez kredytu. Dziś banki bardzo chętnie udzielają go emerytom. Emeryt jest wypłacalny. A jak nie przeżyje? - No cóż, kredyt się ubezpiecza - dodaje ze śmiechem Grażyna Nowińska.
Oczekiwanie
- Ludziom dziś mało do szczęścia potrzeba. Rano w niedzielę do kościoła, później na zakupy do hipermarketu i kanapa przed telewizorem - stwierdza Stuczyńska. - To współczesne elementy kulturotwórcze - dodaje Nowińska.
Choć na razie przychodzi niewiele osób, mają już stałych klientów, którzy wpadają na kawę i dobrą szarlotkę. Ale funkcjonują prawie od roku i miały nadzieje, że będzie lepiej.
- Na razie wychodzimy dokładnie na zero - mówią. - Oczywiście po opłaceniu wszystkiego, po spłacie raty kredytowej.
Nie chcą za wiele. Twierdzą, że gdyby każda dorobiła po tysiąc złotych miesięcznie, to byłyby bardzo zadowolone.
- To byłoby bez sensu, gdybyśmy cały czas pracowały za darmo, jak do tej pory. Jednak nie tracimy nadziei. Musimy wyjść na plus. Nie siedzimy w kapciach jak wielu emerytów. Jeszcze chcemy żyć pełnią życia, czuć się potrzebne, no i nie czekać na pomoc, a zarabiać na siebie. To samo dotyczy młodych - jeśli się nie chce żyć na czyjejś łasce szansa zawsze jest.