W ośmiu placówkach PKO BP w Lublinie na 773 lokaty prywatyzacyjne wpłacono około 12,5 mln zł. Jedna osoba zainwestowała średnio 16 200 zł.
- Mam nadzieję, że kupię tę lokatę - mówi. - Sąsiad powiedział mi, że można na tym zarobić parę groszy. Mam niewysoką emeryturę, każdy grosz się przyda.
Godz. 8. Kolejka faluje. Drzwi banku otwierają się. Wchodzi kilkanaście osób.
Godz. 8.05. Prezes Powszechnej Kasy Oszczędności Banku Polskiego SA Andrzej Podsiadło uruchamia system. Zaczyna się przyjmowanie lokat prywatyzacyjnych. Ochroniarz wpuszcza tylko po kilka osób. Zarówno z kolejki zakładających lokaty, jak i innych interesantów.
Godz. 8.12. Sala operacyjna podzielona biało-czerwonymi taśmami na dwie części. Chętni na lokaty obsługiwani są przy sześciu okienkach. Oczekujących, odgrodzonych taśmą, pilnuje ochroniarz. Pracownicy banku uwijają się jak w ukropie.
Godz. 8.20. Z banku wychodzi pierwszy szczęśliwiec. Już założył lokatę. - To ja tu wszystko uporządkowałem. Zrobiłem listę i zapisywałem na nią ludzi - mówi Mirosław Paprocki.
- Dużo pan zainwestował - pytamy.
- Tyle, ile było można. 20 tys. zł - odpowiada Paprocki.
- A żona?
Paprocki uśmiecha się zagadkowo.
Godz. 8.24. II Oddział PKO przy Krakowskim Przedmieściu. W kolejce też prawie 200 osób.
- Jeśli pieniądze na lokaty klienci wpłacają z ROR lub przelewem, to są załatwiani bardzo szybko. Jeżeli natomiast przynoszą gotówkę, obsługa trwa dłużej - wyjaśnia Jan Karwański, dyrektor Lubelsko-Podkarpackiego Oddziału Regionalnego PKO BP SA.
Chętni na akcje obsługiwani są przy czterech okienkach, pozostali interesanci - przy dwóch. Załatwienie jednej osoby trwa ok. 5-7 minut. Jeśli ma pełnomocnictwa do założenia lokaty - dłużej. Niektórzy mają nawet po trzy pełnomocnictwa.
Godz. 12.43. W II Oddziale wzywany jest numer 99. Nikt nie podchodzi. Setnego też nie ma. 101 jest, następny też się nie zgłasza. Interesanci załatwiani są sprawnie. Po godz. 12 maleje też kolejka przed I Oddziałem.
Godz. 13.45. Koniec przyjmowania lokat. Zofia Nowińska jest rozczarowana. - Żeby założyć lokatę prywatyzacyjną zlikwidowałam inną. A i tak nic z tego nie wyszło. Straciłam odsetki.
- Myśleliśmy, że będzie goręcej. Na szczęście wszystko przebiegło spokojnie - mówi Jan Karwański.
Jak było w regionie?
- W trzech bialskich oddziałach banku przyjęliśmy 205 lokat na 3,5 mln zł - mówi Marian Ściuba, dyrektor bialskiego PKO BP.
CHEŁM. Kolejka przed oddziałem przy ul. Gen. Orlicz-Dreszera stała już od czwartej rano. Przed godz. 8 do oczekujących wyszła dyrektor Barbara Tomków. Uzgodniono sposób sprzedaży i do banku weszła pierwsza dwudziestka. Na listę kolejkową zapisało się blisko 240 osób. Około 20 proc. skreślono. Nie przyszli o określonej godzinie, by potwierdzić gotowość ubiegania się o akcje.
- Nie było szturmu na kasy. Każdy w kolejce miał numerek i tej kolejności przestrzegano. Ochrona praktycznie nie była potrzebna - twierdzi dyrektor Barbara Tomków.
ZAMOŚĆ. Społeczne listy kolejkowe zaczęły tworzyć się już w piątek rano. Lokat wystarczyło dla 237 mieszkańców Zamościa. Na akcje wydali blisko 3,5 mln zł.
- Wakacje spędziłem na praktykach w Anglii i zarobiłem trochę grosza. Pomyślałem sobie, że pieniądze lepiej zainwestować niż przejeść - mówi Tomasz Kuczyński, student Instytutu Nauk Rolniczych w Zamościu, który założył lokatę o maksymalnej dopuszczalnej wartości 20 tysięcy złotych.
- Nie mamy jeszcze oficjalnych danych, ale sądzę, że takich lokat była u nas większość - mówi Bożena Olejniczak, dyrektor III Oddziału PKO BP w Zamościu. •
Współpraca: Mirosław Majewski, Ernest Makowski, Marek Pietrzela, Andrzej Rogowski