Z Adamem Abramowiczem, Rzecznikiem Małych i Średnich Przedsiębiorców rozmawiamy o sytuacji przedsiębiorców i rosnącej wśród nich frustracji i poczuciu braku zrozumienia.
• Jaka jest w tej chwili sytuacja małych i średnich przedsiębiorców?
– Dosyć złożona, bo część firm korzysta na sytuacji lockdown’owej. To działający w branży internetowej czy firmy kurierskie. Oni są w dobrej sytuacji. Jest jednak też część bardzo mocno poturbowana. Mówię o tych, którzy po raz pierwszy byli zamknięci wiosną, a teraz zostali zamknięci ponownie. To turystyka, hotele, segment fitness, branża ślubna, targi, teatry i kina oraz restauracje i wszystkie firmy obsługujące te branże, bo musimy pamiętać, że gospodarka to jest system naczyń połączonych. Na wiosnę otrzymali oni obfite rekompensaty, które były wystarczające, by udało się przetrwać trudny okres i uratować miejsca pracy. Teraz pieniądze, które mogą otrzymać są kilka razy mniejsze. W dodatku wadliwy jest sposób ich dystrybucji, bo opiera się on na numerach PKD i nie obejmuje wszystkich dotkniętych sytuacją. Tę najbardziej pokrzywdzoną grupę podzielić można jeszcze dodatkowo na tych, którzy znajdują się w trudnej sytuacji, ale dostają rekompensaty i na tych w sytuacji już tragicznej, bo mimo złej całkowitego braku przychodów na pomoc nie mogą liczyć.
• Są też ci, którzy działać zaczęli w ubiegłym roku. Oni także z pomocy skorzystać nie mogą.
– To zwłaszcza małe firmy założone za pieniądze z subwencji, z których skorzystanie wiąże się z obowiązkiem prowadzenia działalności przez określony czas. Przedsiębiorcy założyli firmy trafiając na zły czas i w tej chwili nie mają możliwości ich prowadzenia i osiągania przychodu. Albo muszą więc dokładać albo zamknąć firmę i zwrócić pożyczone, a zainwestowane już pieniądze. To sytuacja dramatyczna.
• Tacy przedsiębiorcy kontaktują się panem?
– Jestem zasypywany wnioskami. Otrzymuję ich ponad 400 tygodniowo. Są też codzienne telefony i kontakt za pośrednictwem mediów społecznościowych. Większość oczekuję, że rząd zmieni politykę jeśli chodzi o pomoc z tarczy branżowej 6.0. Chodzi o to, żeby wsparcie mogli dostać wszyscy nie mogący normalnie działać, nawet jeśli jako główny PKD mają wpisaną inną działalność niż ta wymieniona w ustawie i rozporządzeniu. To zresztą dziwna sytuacja, bo w przypadku tarczy PFR tak się stało, a w przypadku tej tarczy jest z tym jakiś problem. Przedsiębiorcy chcieliby też żeby pomoc była udzielana nie w oparciu o PKD, a dla wszystkich firm ze spadkami powyżej 70 procent. Petycję w tej sprawie podpisało już ponad 1300 małych firm. Mam nadzieję, że ich głos zostanie usłyszany po to by ulżyć przedsiębiorcom, ale też po to żeby uspokoić uspokoić nastroje, które delikatnie mówiąc, nie są najlepsze.
• Przedsiębiorcy kontaktują się panem, a pan...
– Kontaktuje się z ministerstwem i przekazuję wszystkie postulaty.
• Ma pan wrażenie, że rządzący zupełnie nie słuchają tego, o czym pan mówi?
– Ja jestem rzecznikiem przedsiębiorców i jestem po jednej stronie. Rząd jest po drugiej, ale część moich uwag jest na pewno brana pod uwagę. To po mojej interwencji uznano zgłaszane przez nas jako błąd wskazywanie wiodące PKD w tarczy PFR. To my wywalczyliśmy udzielenie pomocy w przypadku zatrudnionego na etat na koniec lipca, a nie jak miało to być, na koniec roku poprzedniego. Moim sukcesem jako rzecznika było też objęcie pomocą także firm założonych w grudniu 2019 r. i przez cały rok 2020. To wreszcie ja już na etapie prac w sejmie zaproponowałem listę kilkunastu nowych PKD które miały być objęte wsparciem i to się udało. Nie można mówić, że rządzący zupełnie mnie nie słuchają. Do dziś nie zrealizowano natomiast postulatu objęcia wsparciem wszystkich, którzy odnotowują ponad 70- proc. przychodów. Są jednak na ten temat rozmowy i jakieś nadzieje się otworzyły.
• Jak pan ocenia przedsiębiorców otwierających działalność mimo obostrzeń?
– To indywidualna decyzja każdego przedsiębiorcy i nie mnie ją oceniać. Nie jestem za tym żeby łamać prawo, ale to przedsiębiorca razem ze swoimi prawnikami ocenia, czy w ogóle jakiekolwiek nakazy łamie. To wina źle skalibrowanego prawa oraz złej pomocy. Proszę sobie przypomnieć, że na wiosnę takiej sytuacji nie było. Teraz przedsiębiorcy nie mają już często zupełnie wyjścia. Są w sytuacji, że puka do nich komornik domagający się spłaty rat za kredyt czy leasing i nie interesuje go, że firma musi być zamknięta. W tej sytuacji nie ma się co dziwić ekstremalnym sytuacjom. Jako rzecznik nie jestem jednak od badania, czy rozporządzenia zabraniające działalności są konstytucyjne. Od tego są sądy, ja jestem od pilnowania, aby Konstytucja dla Biznesu i prawo były przestrzegane. Jeśli podczas postępowania administracyjnego urzędnicy będą łamać prawo przeprowadzając np. kontrole w sposób łamiący zasady wynikające z Prawa Przedsiębiorców, zawsze będę interweniował. Miałem już dwie takie sprawy w Koszalinie i w obu przypadkach udało nam się zwolnić przedsiębiorców z nałożonych kar.
• Co rządzący powinni zrobić, żeby ulżyć przedsiębiorcom?
– W listopadzie 2020 premier Morawiecki przedstawił plan wychodzenia z pandemii. Obostrzenia miały być większe lub mniejsze w zależności od ilości zachorowań, a Polska podzielona na strefy zieloną, żółtą i czerwoną. Potem ten pomysł całkowicie porzucono. Uważam, że to błąd. Blokada bez jasno wskazanego jej zakresu i czasu trwania są dla przedsiębiorców nie do zaakceptowania. Oni musza znać horyzont czasowy. Nie można stale mówić im, że mają wytrzymać kolejne dwa tygodnie, a potem kolejne i kolejne. Łatwiejszy do zrozumienia i zaakceptowania jest parametr obiektywny związany właśnie z liczbą zachorowań. Gdybyśmy go dziś stosowali, to większość Polski byłaby dziś strefą zieloną lub żółtą, gdzie wszystkie firmy mogłyby działać z obostrzeniami epidemiologicznymi. Przedsiębiorcy wiedzieliby, że jeśli liczba zachorowań będzie rosła to będą musieli się zamykać. Dziś takiej świadomości nie mają.
Przedsiębiorcy mają też bardzo głębokie poczucie niesprawiedliwości. Nie rozumieją dlaczego mają być zamknięci skoro duże firmy przemysłowe działają w sytuacji, gdy mijają się tam na korytarzach setki osób. Tam ograniczeń nie ma, a siłownia, do której przychodzi 10 osób, nie może działać nawet w reżimie sanitarnym. Ludzie widzą, że w sytuacji gdy główny epidemiolog kraju wykazuje, że solaria są bezpieczne wciąż jest zakaz ich działania. Widzą i nie rozumieją dlaczego tak się dzieje. To budzi frustracje. Brak jest solidarności w dzieleniu pomocy, brak solidarności w rozkładaniu ciężarów związanych z epidemią. Gdyby to ode mnie zależało to zrobiłbym to wszystko inaczej. Zamknąłbym wszystkie branże na krótki okres, a nie tylko niektóre na bardzo długo.
• Gdyby od pana zależało to przedsiębiorcy...
– Normalnie by działali. Zamykanie gospodarki w nieskończoność jest niemożliwe. Za chwile znajdziemy się w sytuacji, gdy w budżecie nie będzie pieniędzy na służbę zdrowia. Lockdown’u nie można ciągnąć w nieskończoność. Trzeba wypracować system, w którym firmy mogą pracować w reżimie sanitarnym. Proszę napisać, bo niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę, czym naprawdę jest blokowanie branż i konieczność udzielania w związku z tym pomocy finansowej. Mówimy o 145 mld zł z pierwszej tarczy i 35 mld zł z tej. Przecież te pieniądze nie biorą się znikąd tylko z pożyczek. Zaciągamy długi, które będą spłacać jeszcze nasze dzieci i wnuki. Już w tej chwili każdy obywatel bez względu na wiek, czyli zarówno emeryt jak i niemowlak, ma z tego tytułu do oddania po 4800 zł. Przeciąganie lockdown’u w nieskończoność spowoduje jeszcze większe długi, a co za tym idzie także obniżenie poziomu życia Polaków. Spójrzmy na przykład Hiszpanii, która zapowiedziała, że jest w tak złej sytuacji ekonomicznej że o zamknięciu nie mam mowy mimo że mają dużą liczbę zachorowań. Dlatego jestem zdania, że premier powinien powołać oprócz rady medycznej także radę ekonomiczno-społeczną, z którą konsultować będzie skutki finansowe dla zwykłej polskiej rodziny.
• To chciałby zrobić pan, a co zrobi rząd?
– Tego nie wiem. Mam nadzieję, że jednak zacznie słuchać głosu przedsiębiorców oraz ekonomistów, a nie tylko lekarzy i polityków.