Beniaminek z Siennicy Nadolnej w starciu ze Świdniczanką skazywany był na pożarcie. Trudno się dziwić, skoro gospodarze nie zdobyli do tej pory nawet punktu, a za każdym razem rywale strzelali im minimum trzy gole. W sobotę długo trzymali się jednak dzielnie i przegrali z wielkim faworytem tylko 0:2. Obie bramki stracili zresztą w końcówce spotkania.
W pierwszej połowie działo się niewiele. Groźnie było zwłaszcza po próbach: Michała Zubera i Marcela Pędlowskiego. Po 45 minutach w Siennicy Nadolnej zanosiło się jednak na sensację. W końcu beniaminek, który w czterech poprzednich meczach stracił aż 22 bramki zdołał dotrwać do przerwy z czystym kontem.
W drugiej odsłonie bramkarz gospodarzy miał już znacznie więcej roboty. Po strzale Radosława Kursy golkiper Brata zdołał odbić piłkę na poprzeczkę. Później znowu „zatrudnił” go Zuber, ale nadal utrzymywał się bezbramkowy remis.
Aż do 80 minuty, kiedy gości uratował Bartłomiej Mazurek. Po dośrodkowaniu z lewego skrzydła Michała Martyny doświadczony napastnik dobrze znalazł się w polu karnym i wykończył akcję strzałem do siatki. W końcówce Jarosław Milcz był faulowany w polu karnym gospodarzy i sędzia przyznał ekipie ze Świdnika rzut karny. Z „wapna” nie pomylił się Zuber, który tym samym ustalił rezultat na 0:2.
– Najważniejsze, że zdobyliśmy trzy punkty. Nie patrzymy na to, w jakim stylu, liczy się tylko zwycięstwo – mówi Paweł Pranagal, trener Świdniczanki. I przyznaje, że mimo męczarni w Siennicy Nadolnej nie ma wielkich zastrzeżeń do swojej drużyny. – Naprawdę nie możemy narzekać, bo chłopaki wykonali dobrą robotę. Już w pierwszej połowie mogliśmy spokojnie otworzyć wynik meczu. Wiadomo, że jak przeciwnik jest ustawiony defensywnie, to są problemy, ale nam brakowało przede wszystkim ostatniego podania. Kilka akcji naprawdę dobrze się zapowiadało. Po przerwie zrobiliśmy już swoje – dodaje szkoleniowiec.
Po końcowym gwizdku goście musieli udać się do szpitala w Krasnymstawie, bo tuż po przerwie boisko na noszach opuścił Adrian Szczerba. – Wygląda na to, że to problem z kręgosłupem, po tym, jak wykonywał rzut wolny chciał się wracać, ale bez kontaktu z przeciwnikiem upadł na murawę – wyjaśnia trener Pranagal.
Trzeba dodać, że jego zespół odniósł trzecie zwycięstwo z rzędu. Najpierw było 4:1 w lidze z Igrosem Krasnobród, w środku tygodnia 4:0 z Wisłą Annopol w ramach Pucharu Polski, a teraz 2:0 z Bratem Cukrownikiem.
– Można powiedzieć, że jesteśmy coraz bliżej zdobycia pierwszych punktów – mówi Andrzej Ignaciuk, trener gospodarzy. – Szkoda sytuacji, w której straciliśmy pierwszą bramkę. Akurat nasz stoper leżał, a rywale kontynuowali grę. U nas zabrakło przesunięcia i asekuracji. Trudno mieć jednak pretensje do rywali, mieli piłkę na naszej połowie i po prostu grali dalej. My na pewno będziemy punktować, ale cały czas uczymy się tej ligi. Mamy tak naprawdę tylko trzech zawodników, którzy grali na tym poziomie. Musimy się obyć z czwartą ligą i zobaczyć, z czym to się je. Jest jednak coraz lepiej, a mamy nadzieję, że efekty niedługo przyjdą – dodaje szkoleniowiec ekipy beniaminka.
Brat Cukrownik Siennica Nadolna – Świdniczanka Świdnik 0:2 (0:0)
Bramka: Mazurek (80), Zuber (87-z karnego).
Brat: K. Jopek – Malinowski, Pachuta, Kniażuk, Szczepaniuk (86 J. Wójcik), Kister, Ignaciuk (90 M. Wojcik), Płatek (65 Mazurek), Suduł (67 Dubaj), Kowalczyk, Urbański.
Świdniczanka: Gosik – Kowalski, Kursa, Pryimak, Śliwa (85 Duda), Zuber, Stępień (90+1 Kucybała), Szczerba (53 Martyna), Pędlowski (68 Milcz), Puton, Mazurek.
Żółte kartki: Puton, Pryimak (Świdniczanka).
Sędziował: Szymon Niemczuk (Chełm).