- Skala bankructw w naszej branży jest przerażająca – alarmują przewoźnicy. Oczekują od rządu natychmiastowych zmian systemowych. W sobotę transportowcy blokowali pod Międzyrzecem Podlaskim dwie drogi krajowe.
Tylko od początku tego roku ponad 200 firm przewozowych ogłosiło upadłość. A 60 proc. przewoźników zamierza zmniejszyć flotę i ciąć zatrudnienie. - Prawie każdy z nas ma długi. Wykańczają nas składki ZUS-owskie nieadekwatne do przychodów- tłumaczy Waldemar Jaszczur, przewodniczący Komitetu Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu, który wcześniej protestował w Dorohusku, ale po porozumieniu blokadę rozwiązano.
– Przecież ja tam wigilię spędziłem. Niestety, ale nadal brakuje pragmatycznych decyzji ze strony rządu. A skala nieprawidłowości w branży jest spora. Nie ma regulacji prawnych w kwestii rynku ładunków. Powstało wiele podmiotów spedycyjnych z białoruskim kapitałem, które stosują nieuczciwe praktyki – denerwuje się Jaszczur. W jego ocenie, potrzeba zmian na poziomie ustaw. – Dodatkowo tutaj na ścianie wschodniej, wykończyło nas załamanie handlu ze Wschodem i zamknięcie kolejnych przejść granicznych. A żadnej tarczy nie dostaliśmy – wytyka przedsiębiorca. Przewoźnicy oczekują teraz na spotkanie z premierem Donaldem Tuskiem i prezydentem Andrzejem Dudą. – Póki co jesteśmy w kontakcie z doradcą prezydenta, Alvinem Gajadhurem, który zna nasze problemy- przyznaje przewodniczący.
Ale kryzys w transporcie przełożyć się może na inne gałęzie biznesu. – Przecież my organizujemy łańcuchy dostaw. A to wszystko nakręca krajową gospodarkę- przekonuje Karol Rychlik z Siedlec, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych i Spedytorów Podlasie. – Liczymy też na rekompensaty, bo nie stać nas by dostosować się do zielonej transformacji czy choćby na wymianę nowoczesnych tachografów- zaznacza Rychlik.
Z danych Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce wynika, że w ubiegłym roku zbankrutowało 546 firm transportowych. - Krajowy Rejestr Długów wskazuje też na rosnące zadłużenie branży TSL, które wynosi obecnie 1,3 mld zł - mówi Anna Brzezińska, rzeczniczka ZMPD. – Z tego 854,8 mln zł dotyczy małych firm. A warto pamiętać,
że fundamentem polskiego międzynarodowego transportu drogowego są właśnie małe, rodzinne firmy – zauważa Brzezińska.
Jej zdaniem, branżę na łopatki rozłożyło kilka czynników. – Najpierw pandemia, później wojna w Ukrainie, a dalej umowa zezwalająca na de facto nieograniczone realizowanie przewozów z Ukrainy na teren Unii Europejskiej. Kolejnym kamyczkiem do całej góry problemów jest konieczność wymiany tachografów, co kosztuje ok. 5 tys. zł na jeden pojazd. Domagamy się od rządzących, by wykorzystując chociażby środki unijne z KPO sfinansowały tę wymianę- podkreśla rzeczniczka. Zrzeszenie apeluje też do rządu o choćby przejściowe ulgi lub zwolnienia z podatku od środków transportu czy z ubezpieczeniem społecznych.
Do tej pory, polski transport był liderem w tej branży na terenie UE z blisko 20-procentowym udziałem w rynku. Posiadał także największą flotę pojazdów. Branża przewozowa odpowiada również za 7 proc. polskiego PKB. – Jeśli nie będzie natychmiastowej reakcji rządu, będziemy nadal protestować- zapowiada Jaszczur.
Planowana pierwotnie na kilka dni blokada w Międzyrzecu Podlaskim zakończyła się jednak w sobotę.