Chełmskie schroniska Monaru-Markotu oraz Św. Brata Alberta zajęte są już do ostatniego miejsca. Pomimo to ich gospodarze zapowiadają, że kiedy ścisną mrozy nikt w potrzebie nie zostanie odesłany z kwitkiem. Pod jednym warunkiem, ma być trzeźwy.
Wnętrze baraku zostało na nowo otynkowane i pomalowane. Przebudowane też zostały schody do głównego wejścia. Z myślą o starszych osobach zostały zaopatrzone w barierki.
– Wszystkie prace pod okiem zatrudnionego przez nas kierownika budowy wykonali sami mieszkańcy – dodaje Panasiuk. – Pod naszym dachem mieszkają prawdziwi fachowcy. Słowem na robociznę nie wydaliśmy ani złotówki.
Po uporaniu się z remontem kierownictwu ośrodka marzy się teraz zakup samochodu dostawczego oraz zatrudnienie na stałe psychologa.
– Potrzeba czasu, aby taki psycholog był w stanie nawiązać kontakt z naszymi mieszkańcami – mówi Marianna Myka, prezes chełmskiego oddziały stowarzyszenia im. Ś. Brata Alberta. – Psycholodzy, z którymi do tej pory współpracowaliśmy często się zmieniali, a więc nie mogło być mowy o widocznych efektach ich pracy.
Podopieczni ośrodka aby zaopatrzyć spiżarnie pomagali przy zbiorach kapusty i ziemniaków. Są otwarci na podobne propozycje. Liczą także na pomoc ze strony mieszkańców Chełma. Na przykład chętnie przyjmą ubiegłoroczne przetwory domowe, które gospodynie zastępują nowymi.
W Schronisku Św. Brata Alberta jest 51 miejsc. Drugie tyle ma Monar-Markot i do tego 10 przystawek.
– Zdążyliśmy już solidnie zaopatrzyć spiżarnię – mówi Barbara Fiałkowska, kierownik ośrodka. – Dzięki pomocy pani prezydent kupiliśmy też węgiel na zimę. Mamy też drzewo, które pozyskaliśmy wycinając na zlecenie dziki las. Słowem zima nam nie straszna. Jedyne czego nam brakuje, to pieniędzy na bieżące opłaty i zakupy. Niestety również w tym roku nie otrzymaliśmy z Ministerstwa Polityki Społecznej ani złotówki.