- Jeszcze niedawno po gazetę wyskakiwało się z domu do kiosku w kapciach - mówi Bogusław Dobrowolski. - Teraz do najbliższego mam ponad pół kilometra i to w miejscu, w którym nie ma gdzie zaparkować. Efekt jest taki, że znacznie rzadziej kupuję gazety.
Z miesiąca na miesiąc w mieście zamykane są kolejne kioski. Dotyczy to także obiektów zlokalizowanych w zdawać by się mogło najlepszych dla handlu miejscach, chociażby przy tak ruchliwej ulicy, jak odcinek Lubelskiej w samym centrum miasta.
- Roboty w kiosku jest dla dwóch, a dochodu nie ma nawet dla jednego - użala się jedna z chełmskich agentek "Ruchu”. - Nie wiem, jak długo jeszcze pociągnę ten interes. Na sam ZUS muszę utargować ponad tysiąc złotych. Mój sąsiad, który wiele lat prowadził kiosk przy Sienkiewicza, już się poddał.
W najlepszych czasach "Ruch” miał w Chełmie ponad 100 kiosków. Obecnie w mieście czynnych jest… pięć. Do trzech kolejnych firma szuka agentów. Niedługo na czynnych jeszcze kioskach mają pojawić się plakaty o terminach i warunkach naboru.
- Kiosków jest coraz mniej nie tylko w Chełmie, ale całym kraju - przyznaje Izabela Cicha-Berenda, rzecznik prasowy "Ruch” S.A. - Przyczynił się do tego spadek sprzedaży prasy, papierosów i biletów, a więc tego, co tradycyjnie stanowiło rację bytu kiosków w ogólnej sieci handlowej. W tej sytuacji szukamy nowych rozwiązań, które mogą być atrakcyjne dla agentów. To na przykład wprowadzone już awizowane przesyłki, które można odbierać w kiosku. Do tego dojdą też paczki z zakupami internetowymi.
Cicha-Berenda nie wyobraża sobie, aby kioski mogły zniknąć z krajobrazu polskich miast. Ma nadzieję, że zamknięte dotąd kioski w Chełmie znajdą swoich agentów. Tym bardziej, że nie wiąże się to z jakąkolwiek inwestycją. Agent ma tylko sprzedawać dostarczany mu towar i pobierać za to odpowiednią prowizję. Praktycznie każdy może objąć kiosk, byleby nie był karany.