(Jacek Barczyński)
Pan Edward był zrozpaczony. Zachowywał się jak w amoku. Kiedy jego żona z synem zdejmowali książki z półek i układali je w pudłach, on ustawiał je z powrotem na regał. Twierdził, że nie po to gromadził księgozbiór, by teraz tak się z nim obchodzić. Wczoraj komornik dokonał eksmisji całej rodziny do lokalu o niższym standardzie
Marta i Edward czują się pokrzywdzeni. Liczyli, że sąd przychyli się do ich wniosku o odroczenie eksmisji do końca sierpnia tego roku. W tym czasie mieli nadzieję spłacić przynajmniej część zadłużenia bądź znaleźć nowe lokum, lepsze od tego, jakie zapewniła im spółdzielnia.
- Po co mi było narażać się w "Solidarności” - zżyma się pan Edward. - Trzeba się było zapisać do partii i opływać teraz w dostatki. Przecież razem z żoną na utrzymanie nas i czterech synów mamy miesięcznie zaledwie 300 zł. I z czego mieliśmy płacić czynsz?
Mieli płacić, ale nie płacili
- W sierpniu ubiegłego roku odbyłam poważną rozmowę z eksmitowaną rodziną - mówi Teodozja Saba, prezes spółdzielni. - Obiecali mi, że do końca roku wpłacą około 2 tys. zł. Od czasu tamtej rozmowy nie zapłacili ani złotówki.
Prezes Saba sprawdziła, że ostatnia wpłata własna zadłużonej rodziny, w wysokości 100 zł, została dokonana jeszcze w kwietniu 2002 roku. Wszelkie pozostałe wpływy pochodziły z Urzędu Miasta Chełma w ramach przyznanych dodatków mieszkaniowych. Różnica między nimi, a wymiarem czynszu wynosiła około 200 zł, co też dla dłużników było za dużo. W tej sytuacji prezes nie widziała innego rozwiązania, jak wystąpić do I Wydziału Cywilnego Sądu Rejonowego w Chełmie z wnioskiem o eksmisję niewypłacalnych lokatorów.
Komornik z ochroniarzem i policjantem
- Edward i Marta wykorzystali wszystkie instrumenty prawne by odwołać się od tego wyroku - mówi Maria Janiak, radca prawny spółdzielni "Na Klinie”. - W każdym przypadku przegrali. Na nic się zdało także złożenie wniosku o wznowienie postępowania, zakończonego prawomocnym wyrokiem eksmisyjnym opatrzonym klauzulą wykonalności. Sąd rozpatrzył ten wniosek dwuinstancyjnie i oddalił jako nieuzasadniony.
Ostatni raz pan Edward wystąpił do sądu o wstrzymanie egzekucji wyroku 15 kwietnia tego roku. Tak jak w poprzednich przypadkach i ten wniosek sąd oddalił, informując o tym zainteresowanego w piątek, 25 kwietnia, o godz. 15.45. W poniedziałek, 28 kwietnia, o godz. 9 w mieszkaniu dłużników stawił się komornik z ochroniarzem w asyście policjanta. Na dole czekała zaangażowana w miejscowym ośrodku "Monaru” ekipa do wynoszenia mebli oraz kierowcy dwóch bagażowych taksówek.
Proponowaliśmy trzy mieszkania
Pan Edward do końca nie godził się z eksmisją. W ostatniej chwili dostał się jeszcze do Krzysztofa Grabczuka, prezydenta Chełma. Jedyne, co wskórał to podpowiedź, że może się starać o przydział mieszkania komunalnego o wyższym standardzie.
- Od czasu wyroku eksmisyjnego proponowaliśmy tej rodzinie trzy mieszkania - mówi prezes Saba. - Pierwsze odpadło, gdyż samorząd musiał wprowadzić do niego pogorzelców. Kolejne zdecydowanie nie odpowiadało naszym dłużnikom. W końcu sama wynalazłam dla nich mieszkanie przy ul. Lubelskiej, vis-<00E0>-vis Urzędu Miasta. Nasza spółdzielnia utrzymuje ten pustostan od czerwca ubiegłego roku. W efekcie członkowie płacą niejako za dwa mieszkania tej rodziny.
Od wczoraj rodzina G. urządza się już w mieszkaniu przy ul. Lubelskiej. Ma tam dwa pokoje o podobnym metrażu, jak w lokalu "Na Klinie”, do tego kuchnię, oddzielną łazienkę i ubikację. Nie mają za to ciepłej wody ani centralnego ogrzewania. Zamiast 200 zł będą płacić miesięcznie czynsz w wysokości 28 zł, jeszcze pomniejszony o dodatek mieszkaniowy.
- Myślę, że w pewien sposób wyrządzamy tym ludziom przysługę - ma nadzieję T. Saba. - W końcu różnica w opłatach jest blisko dziesięciokrotna.
Nadzieja na zabużańskie miliony
Lokatorzy mieszkań w spółdzielni wciąż nagabywali prezes Sabę, by zrobiła z dłużnikami porządek, bo oni nie chcą dłużej ich utrzymywać. Raziło ich też to, że Edward G. parkuje przed domem nissana, a jego najstarszy syn malucha. - Na utrzymanie samochodów im wystarcza, a na czynsz nie - zżyma się jedna z sąsiadek. I nie jest w swojej opinii odosobniona.
Pan Edward twierdzi, że prędzej czy później uregulowałby całe zadłużenie. W końcu jego rodzina pozostawiła we Lwowie majątek wart około pół miliona dolarów. Polski sąd przyznał mu prawo do odszkodowania. Problem jedynie w tym, że ustawy reprywatyzacyjnej, bez której nie ma mowy o pieniądzach ani widać, ani słychać.
- Ja mogę mieć majątek w Berlinie, a pan w Australii - mówi prezes Saba. Czy to jednak oznacza, że nasze zobowiązania możemy odkładać, aż ten majątek dostanie się w nasze ręce? Przecież to bzdura.
Po wyeksmitowaniu chełmskiej rodziny jej dług zgodnie z ustawą o spółdzielniach mieszkaniowych zostanie pomniejszony o ich wkład mieszkaniowy. Pozostałą kwotę spółdzielnia będzie zmuszona wyegzekwować za pośrednictwem sądu i komornika. Wpisanie tych pieniędzy w straty spółdzielni byłoby jednoznaczne z przerzuceniem cudzego długu na barki pozostałych lokatorów.