Około 1600 zł kosztowała każda z akcji ratowniczych przeprowadzonych w Zespole Szkół Ekonomicznych i III LO w Chełmie po fałszywych alarmach o podłożeniu bomby. Wyliczenia obejmują koszty poniesione przez policję, straż pożarną i pogotowie. Nie uwzględniono w nich wydatków związanych z przyjazdem pogotowia energetycznego i gazowego.
Na "bombowy” pomysł wpadł 17-letni Przemek. Do pomocy namówił 15-letniego Jonatana. Po raz pierwszy zadzwonili do szkoły 30 października. Tego dnia w klasie starszego z chłopców miało odbyć się zebranie rodziców. Odwołano je ze względu na ewakuację szkoły. Po dwóch tygodniach znów wyprowadzono uczniów z budynku. Miał być sprawdzian z rachunkowości. Przemek odetchnął z ulgą, bo nie był przygotowany. Radość nie trwała długo. Chłopcy zostali namierzeni i zatrzymani. W poniedziałek 17-latka przesłuchał prokurator. Zadecydował o zastosowaniu wobec nastolatka dozoru policyjnego.
Tadeusz Kupracz, dyrektor placówki, czeka na prawomocny wyrok. Od niego uzależnia, jakie kroki podejmie. - Jeżeli ich wina zostanie udowodniona, sprawca lub sprawcy zostaną usunięci ze szkoły. Dyrektor przestrzega też innych przed podobnymi żartami. - Kupiliśmy urządzenie pozwalające na identyfikację numerów telefonów - mówi. - Dzięki niemu żartowniś od razu zostanie namierzony. Uczniowie muszą mieć też świadomość, że lekcje, które się nie odbyły, będą odpracowane. Najprawdopodobniej w sobotę.
Na temat głupiego żartu głos zabrali internauci. "Szkoda
że to niczego nieświadomi
rodzice będą ponosić finansowe konsekwencje, a po nich kara spłynie... Wysłać bachory na przymusowe roboty w kamieniołomach niech odpracują. Rodzice się zapożyczą, spłacą za swoje dziecko marnotrawne, a jeden z drugim debile znów niebawem zadzwonią ...” - komentuje mimi. (szer)