Horror
na pojezierzu
Na rynku wydawniczym jest od pół roku i robi furorę. Powieść grozy pt. "Dom na wyrębach” porównywana jest klimatem
z książkami mistrza horroru Stephena Kinga. Trudno o lepszą rekomendację.
Stefan Darda, autor książki, choć mieszka w Przemyślu, pochodzi z Lubyczy Królewskiej koło Tomaszowa Lubelskiego. Nie dziwi więc, że akcję swojej powieści umiejscowił na Lubelszczyźnie: częściowo w Lublinie, częściowo w zagubionym wśród lasów przysiółku na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim. Dlaczego akurat tu? - Bardzo lubię te okolice i całkiem dobrze je znam - mówi. - Lepiej pisać o miejscach, które zna się choć trochę. Wychodzi bardziej wiarygodnie i unika się niezręcznych pomyłek.
Bohater powieści przeprowadza się z dużego miasta do wymarzonego domu na wsi. Wydawałoby się, że nic nie zmąci sielskiego życia wśród dziewiczej przyrody. Aż do chwili, gdy za oknem chaty pojawi się po raz pierwszy zjawa kobiety w bieli...
Inspiracją do napisania książki stała się opowieść zasłyszana u jednego z gospodarzy. Jak zdradza autor, "Dom...” miał być najpierw opowiadaniem, ale akcja potoczyła się tak wartko, że nie dało się jej już zamknąć w planowanych 30 stronach.
Czego może się spodziewać czytelnik? - Nie chciałbym, aby moją książkę traktować tylko i wyłącznie w kategoriach horroru - mówi Darda. - To w dużej mierze powieść obyczajowa.
Ale elementów horroru w niej nie brakuje, choć lektura pierwszych stron może zwieść czujność czytelnika. - Nie jestem zwolennikiem zasady, żeby już od pierwszych stron krew lała się hektolitrami. Dlatego groza narasta stopniowo - mówi autor.
Książka Dardy została nominowana do prestiżowej nagrody czytelników literatury fantastycznej "Sfinks”. W kategoriach: "Książka roku” oraz "Polskie powieści roku”. Czy nagrodę otrzyma, zdecydują czytelnicy w głosowaniu. Głosy można oddawać do końca maja na stronie: www.sfinks.solarisnet.pl Joanna Sadowska