Pani Monika od wielu dni nie ma w domu kanalizacji. Skłócony z rodziną wuj usunął kawałek rury odprowadzającej nieczystości.
Monika Mariańska wydeptała już ścieżki do wszystkich urzędów. Z każdego odchodziła z kwitkiem. W Miejskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej dowiedziała się, że rura kanalizacyjna należy do właścicieli działki, przez którą biegnie. - Za te elementy odpowiada właściciel - informuje Henryk Dżaman, dyrektor MPGK. - My nie możemy ingerować w waśnie między sąsiadami.
MPGK zaproponował, aby kanalizację poprowadzić w innym miejscu. Jednak koszty takich prac musiałaby pokryć właścicielka domu. - Dlaczego mam płacić kilka tysięcy zł z własnej kieszeni, skoro to nie ja uszkodziłam przyłącze? - pyta Mariańska. - Najgorsze jednak jest to, że za tą samowolę nic mojemu wujowi nie grozi. Chyba że pójdę do sądu.
Spór między Jerzym Rybczyńskim a panią Moniką trwa nie od dziś. Zaczęło się od podziału działki, której są współwłaścicielami. - Sprawa w sądzie jeszcze trwa - mówi Mariańska. - Myślę, że właśnie to jest powodem całego zamieszania. Wuj po prostu zrobił mi na złość.
Jerzy Rybczyński nie chciał z nami rozmawiać. - To są sprawy rodzinne i proszę się tym nie interesować - mówi.
Zgodnie z prawem, na rozbiór sieci kanalizacyjnej nie trzeba mieć żadnego zezwolenia. Fakt ten jednak trzeba zgłosić do wydziału architektury i urbanistyki urzędu miasta. Jeśli się tego nie zrobi - urzędnicy są bezsilni.
Potwierdza to powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. - Przyłącze nie wymagało pozwolenia na budowę - mówi Krzysztof Chyła, szef PINB. - My w tej sprawie nie możemy nic zrobić.
Na pytania Mariańskiej odpowiedział też dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska chełmskiego Ratusza. Okazuje się, że żaden z przepisów o ochronie środowiska nie mówi o samowolnym odcięciu od kanalizacji. - Jednak obowiązkiem właściciela posesji jest podłączenie do sieci kanalizacji lub wybudowanie szamba - czytamy w piśmie. - W przypadku braku podłączenia, właścicielowi grozi kara grzywny.
Rybczyński nie tylko pozbawił bratanicę kanalizacji. Teraz zaczął nasyłać na nią Straż Miejską i inspektorów ochrony środowiska.