Halina Kukawska samotnie wychowująca czwórkę dzieci ma do jutra wyprowadzić się z domu w Sławatyczach, gdzie mieszka od 15 lat. Rodzina nie ma dokąd pójść
W starej, drewnianej chałupie biegają szczury, ściany są zagrzybione. Zgodę na zasiedlenie, za 20 złotych miesięcznie, Kukawska dostała od gminy. Jednak przed rokiem zgłosili się prawowici właściciele domu. Mieli papiery. Wójt musiał im zwrócić ojcowiznę. We wsi zahuczało, że Kukawską z dziećmi wójt dorzucił gratis.
– O prawowitym właścicielu chałupy dowiedziałam się od ludzi. Od urzędników z gminy nie dostałam żadnego pisma – twierdzi pani Halina.
Od tej pory było tylko gorzej. W listopadzie ubiegłego roku spadkobiercy sprzedali chałupę. Nowi właściciele dali Kukawskiej trzymiesięczne wypowiedzenie.
– I tak zostałam sprzedana po raz drugi – żali się pani Halina. – Traktują mnie jak rzecz. Wójt się tylko śmieje, gdy do niego zajdę i zapytam o lokal zastępczy.
Wójt Dariusz Trubachowicz nie czuje się winny. Tłumaczy, że Kukawskiej nie informował o zmianie właścicieli domu, „bo sami mieli się z nią dogadać”. Umowy też nie rozwiązywał, bo w świetle prawa była nieważna. – Gmina nie miała prawa wynajmować lokalu, który do niej nie należał – tłumaczy i z naciskiem dodaje: Niczego nie sprzedałem, oddałem tylko to, co nie należało do gminy. Spadkobiercy wiedzieli o Kukawskiej, nie przeszkadzała im lokatorka.
Jak dowiedzieliśmy się, nowi właściciele chcieli wynajmować lokal Kukawskiej, ale nie dogadali się co do ceny.
– Teraz znowu wszystko będzie na mojej głowie – złości się wójt.
Gmina obiecała zająć się sprawą, gdy zainteresowali się nią dziennikarze. Urzędnicy będą rozmawiać z nowym właścicielem domu, by nie wyrzucał Kukawskiej. Gmina opłaci czynsz. Wójt zapewnia, że rodzina nie zostanie bez dachu nad głową.