Od kiedy nastały mrozy oba chełmskie schroniska dla bezdomnych są zajęte do ostatniego miejsca. Nie oznacza to, że osoby w potrzebie są odsyłane z kwitkiem. Bezwzględnym warunkiem przyjęcia pod dach jest trzeźwość.
W schronisku im. Św. Brata Alberta na miejsca do spania zajęto świetlicę, część korytarza i nawet kaplicę. Mieszkańcy mają zapewniony opał, ciepłą odzież i żywność. Część z nich wykonuje różnego rodzaju prace poza schroniskiem.
– Przyznaję, że w czasie największych mrozów nieco złamaliśmy regułę trzeźwości – mówi Teresa Gugułka, jedna z opiekunek schroniska. – Chociaż alkomat wskazywał, że kilku panów było pod nieznacznym wpływem alkoholu, to nie miałyśmy sumienia zamknąć przed nimi drzwi. Gdyby byli pijani nie miałybyśmy skrupułów. Mężczyźni zostaliby przewiezieni do izby wytrzeźwień.
W ośrodku „Markotu” przy ul. Kąpieliskowej w piątek przebywało 67 osób. Niektóre zostały tam skierowane przez pracownice Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.
– Te osoby musiały się na to zgodzić – mówi Barbara Gwóźdź z chełmskiego MOPR. – Niektóre dały się namówić, inne nie. Odmowy przypieczętowywały podpisanym oświadczeniem. Niestety w obecnych warunkach pogodowych obawiamy się o kilku naszych podopiecznych. Wiemy w jakich rejonach koczują, ale trudno nam do nich dotrzeć.
Do ośrodków bezdomnych przywożą także strażnicy miejscy. – Kilka osób zabraliśmy z terenu ogródków działkowych – mówi Marek Huk, komendant Straży Miejskiej w Chełmie. – Kolejne z klatek schodowych. Nie wszyscy zgodzili się na przewiezienie ich do schroniska. Godząc się na to musieliby zrezygnować z alkoholu.
W „Markocie” mieszkańcy mają wyremontowany jeszcze przed zimą bezpieczny dach nad głową. Kierownictwu ośrodka udało się pozyskać ministerialne środku, których starczyło także na wyremontowanie i wyposażenie kuchni i stołówki. Gotują sami uprawnieni mieszkańcy. W piątek na obiad była zupa pomidorowa z kawałkiem mięsa. Pełne, dwudaniowe obiady wydawane są tam tylko w niedziele i święta. Podopieczni otrzymują natomiast śniadania i kolacje.