Znany chełmski kolekcjoner kupił od innego kolekcjonera spod Warszawy dwie efektowne, barokowe rzeźby. Okazało się, że pochodzą z kradzieży. Powiadomił policję.
Przeglądając w Internecie wykazy skradzionych dzieł sztuki w końcu natknął się na przedstawienia dwóch figur. Dokładnie takich, jakie nabył i przechowywał w swoim mieszkaniu.
– Będąc już niemal pewny, że rzeźby pochodzą z kradzieży, kolekcjoner skonsultował się jeszcze Ośrodkiem Ochrony Zbiorów Publicznych w Warszawie – mówi Ewa Czyż, rzecznik chełmskiej policji. – Po tej konsultacji nie miał już żadnych wątpliwości.
Kolekcjoner powiadomił policję, że w dobrej wierze nabył dwie cenne rzeźby, które jak się okazało pochodzące z kradzieży. Policja zabrała zabytki i oddała je w depozyt Muzeum Ziemi Chełmskiej.
– To wspaniałe eksponaty i bardzo trudno było nam się nam z nimi rozstać – mówi Krystyna Mart, dyrektor muzeum, z wykształcenia historyk sztuki. – Rzeźby znakomicie pasowały do naszej wystawy prezentującej sztukę sakralną. W dawnej greko-katolickiej kaplicy św. Mikołaja były wręcz jej ozdobą. Obie reprezentowały znakomity poziom artystyczny, a więc musiały wyjść spod naprawdę dobrej ręki.
Rzeźb w kaplicy już nie ma. Zbigniew Grochmal, komendant chełmskiej policji razem z dyrektor Mart przekazali je wczoraj właścicielowi, czyli ks. Andrzejowi Kańce, proboszczowi parafii pod wezwaniem św. Bartłomieja w Żurawiu. To właśnie z należącej do tej parafii kaplicy cmentarnej rzeźby zostały skradzione.
– O tym, że rzeźb w kaplicy już nie ma dowiedziałem się w kwietniu 2008 r. – mówi ks. Kańka. – To, że po latach nieobecności się znalazły, to dla mnie i moich parafian wielka radość. Jestem niezmierni wdzięczny komendantowi, że poszukiwania rzeźb zakończyły się sukcesem, a pani Krystynie Mart za ich troskliwe przechowanie.
Rzeźby nie wrócą już do położonej na uboczu cmentarnej kaplicy. Ks. Kańka chce je umieścić w dobrze strzeżonym kościele, gdzie zdążył już przenieść z kaplicy cały ołtarz. Zapewnia, że zabytki będą tam bezpieczne. Obie rzeźby zamierza też oddać do gruntownej konserwacji.
Sprawą zajmowała się chełmska prokuratura. Nie znalazła niczego, co by cieniem rzucało się na kolekcjonera i umorzyła postępowanie.