Ostatnio cena jabłek, tak zwanych spadów w większości ośrodków ustaliła się na poziomie 20-25 groszy. Przetwórnie płacą pośrednikom o kilka groszy więcej. W ich interesie jest zatem jak najtaniej kupić, by więcej zarobić. Bywa, że są w tym procederze bezwzględni, wykorzystując niewiedzę, bądź spolegliwość rolników. W jednej z miejscowości gminy Białopole pośrednik ustalił cenę na 7 gr za kilogram i o dziwo przynajmniej przez pewien czas ludzie się na to godzili. Tymczasem wystarczyło przewieźć jabłka do sąsiedniej gminy, by otrzymać za nie cenę o kilkanaście groszy wyższą. - Decyzja w każdym przypadku należy do rolnika - mówi Krystyna Marczuk, dyrektor biura Lubelskiej Izby Rolniczej. - Ze swojej strony od dziesięciu lat namawiamy producentów do działania w grupie. Przecież zawsze mogą się skrzyknąć w kilku i omijając pośrednika jednym transportem dostarczyć swoje jabłka prosto do przetwórni. Nic też nie stoi na przeszkodzie,
by ramię w ramię potargowali się z pośrednikiem.
Zdaniem Marczukowej takie działanie wynika z prostej logiki. Rolnikom trudno się zdobyć na podobne myślenie. - A co jeśli sąsiad mnie nie oszuka? - argumentują swoją niechęć do wspólnego działania.
Koniec końców pośrednicy najlepiej płacą tam, gdzie rolnicy potrafią się z nimi targować, a nawet im się postawić. Wystarczy też, że we wsi jest gospodarz, który zniechęcony ceną, oferowaną przez pośrednika decyduje się osobiście dowieźć swoje owoce do przetwórni. Nawet jeśli różnice w cenach są groszowe i zapłatę za jabłka trzeba pomniejszyć o koszty paliwa, to i tak mu się opłaci. A jeśli ma za mało jabłek,
to przecież może dobrać sobie wspólnika, który dołoży mu się do paliwa. - Takich dostawców traktujemy w specjalny sposób - deklaruje Henryk Martyniuk z zakładu Vin-Con Nieledew. - Naturalną koleją rzeczy mogą oni liczyć na lepszą cenę niż ci, którzy jednorazowo dostarczają nam, bądź pośrednikowi kilka, czy kilkanaście worków jabłek. Ta podwyżka to też premia
za ich ciężką pracę.