To będzie wyjątkowa sytuacja. Od pierwszego września żadna z funkcjonujących w gminie szkół nie będzie samorządowa. Wójt chce, aby wszystkie placówki prowadziło stowarzyszenie.
Trzy przeznaczone do likwidacji szkoły mają jednak szansę przetrwać. Pod warunkiem że ciężar ich prowadzenia, podobnie jak dwóch pozostałych szkół, przejmie stowarzyszenie. – To sprawiedliwe rozwiązanie – mówi wójt Wiesław Radzięciak. – Wszystkie placówki będą funkcjonowały na tych samych zasadach. Nie będzie różnic w długości zajęć czy wynagradzaniu nauczycieli.
Agnieszka Raczyńska, prezes stowarzyszenia, mówi, że jest w stanie poprowadzić wszystkie, gminne dziś, szkoły. – Z tego, co wiem, byłby to pierwszy taki przypadek w województwie. Ale wszystko jest do zrobienia – mówi Raczyńska. – Dla rodziców i dzieci ta sytuacja nic by nie zmieniła. No chyba, że na lepsze. Poza tym, mieliby gwarancję, że szkoły w ich miejscowościach pozostaną.
Nauczyciele uważają, że pracując w szkole pod skrzydłami stowarzyszenia, straciliby finansowo. A rodzice? – Jako rada rodziców zaskarżyliśmy gminną uchwałę do wojewody – mówi pani Jolanta, której syn uczęszcza do sieleckiej podstawówki. – Chcemy, żeby ta szkoła została. To miejsce przyjazne dla naszych dzieci. Pracują tu wspaniali pedagodzy. Po co psuć coś, co dobrze działa?
Jeśli wojewoda uchwały nie uchyli, szkoła przestanie istnieć. Czy nie lepiej, żeby przejęło ją stowarzyszenie? – Nie wiadomo, czy sobie poradzi – mówią rodzice. – A jeśli nie? Co wtedy stanie się ze szkołą i naszymi dziećmi? Nie chcemy takich rewolucji. Nazywają nas buntownikami, a my po prostu walczymy o nasze prawa i dobro dzieci.
Anna Szczepińska, wicekurator oświaty w Lublinie
W naszym województwie nie ma gminy, w której organem prowadzącym dla wszystkich szkół byłby podmiot inny niż samorząd. Z prawnego punktu widzenia nie ma do tego żadnych przeciwwskazań. Subwencja z ministerstwa w dalszym ciągu trafiałaby do gminy, a ta przekazywałaby ją prowadzącemu szkoły stowarzyszeniu. I w ten sposób zadanie oświatowe byłoby realizowane.