Prawdopodobnie w sądzie znajdzie swój finał konflikt między miastem a firmą Tokland. Choć umowa na dzierżawę kina skończyła się firmie pół miesiąca temu, ta ani myśli opuszczać budynek.
Stanisław Mościcki, wiceprezydent Chełma, nie chce komentować tych zarzutów. – Tak jak pozostali prezydenci, wyłączyłem się z tej sprawy – kwituje.
"Sprawę” ze strony miasta prowadzi m.in. dyrektor wydziału kultury Elżbieta Bajkiewicz-Kaliszczuk. Jej zdaniem firma Tokland powinna opuścić budynek z końcem grudnia, gdy wygasła umowa dzierżawy. A że nie opuściła, prowadzone są rozmowy zmierzające do rozwiązania tej patowej wydawałoby się sytuacji.
Obie strony sięgnęły już po pomoc prawników. Niestety ostatnie, ubiegłotygodniowe spotkanie nie przyniosło efektów. Zarówno miasto, jak i firma, okopały się tylko na swoich stanowiskach.
– Nie osiągnęliśmy porozumienia, dalej będziemy rozmawiać – stwierdza Bajkiewicz-Kaliszczuk.
Madej nie spodziewa się, aby rozmowy coś przyniosły. – Dostaliśmy ultimatum – mówi. – Mamy wynieść się z kina, a miasto zapłaci nam za pozostawienie ekranu i foteli. Nie wiemy nawet ile, bo wycena, którą sami zrobili, jest trzymana w tajemnicy.
Inna opcja to taka, że zostawimy kino w stanie, jakim go zastaliśmy. To jakieś bzdury. Gdy przejmowaliśmy kino 18 lat temu, było ono bankrutem. Postawiliśmy je na nogi, a oni teraz chcą położyć łapę na dobrze działającej firmie. Nie dając nic w zamian. Od początku zainwestowaliśmy w Zorzę około pół miliona zł. Tylko ostatni remont kosztował ponad 60 tys. I co, mamy tak to zostawić?
Radny Zbigniew Bajko na jednej z ostatnich sesji twierdził, że cała ta sprawa ma kontekst polityczny. Jego zdaniem władze miasta upierają się przy przejęciu kina za to, że na sali kinowej organizowane były spotkania prawicowych polityków.
Przeciwnicy tego poglądu też mówią o polityce. Jednak ich zdaniem chodzi o celowe przeciąganie przez Tokland przekazania kina miastu. Rzekomo celem jest przeczekanie do następnych wyborów w nadziei na to, że wygra je Platforma i pozostawi dzierżawę dotychczasowej firmie.
Bez względu na to, która ze stron ma rację, kino na razie w dalszym ciągu funkcjonuje i przygotowuje nawet specjalną ofertę na ferie. – Niech sąd się wypowie, po czyjej stronie stoi prawo – mówi Madej. – Chyba, że wcześniej władze będą chciały usunąć nas siłą.