Prawie dziewięć milionów złotych kosztował nowoczesny sprzęt medyczny kupiony dla Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Chełmie. Mógłby ratować ludzkie życie, ale od ponad roku stoi nierozpakowany. Bo... oddziału nie ma. I jeszcze długo nie będzie
Kurzem porastają aparaty USG, defibrylatory, pompa infuzyjna, stoły operacyjne, łóżka do intensywnej terapii, wózki do przewożenia chorych, lampy bakteriobójcze, stalowe szafy lekarskie, taborety do sal operacyjnych i zabiegowych, krzesła do poczekalni dla pacjentów.
Nie dość, że przetarg na kupno wyposażenia przeprowadzono nim oddano oddział do użytku, to jeszcze okazało się, że sprzętu jest za dużo. - Pracownicy Lubelskiej Wojewódzkiej Dyrekcji Inwestycji podlegającej marszałkowi pomylili się - mówi Mirosław Filipowicz, były dyrektor tej jednostki. To za jego szefowania LWDI przetarg przeprowadzono. - Wpisali omyłkowo za dużo sprzętu. Ale nic się nie zmarnuje. Odpowiedzialni urzędnicy dostali nagany.
- To skandal, by urządzenia ratujące życie stały bezużyteczne - oburza się jeden z pracowników szpitala. - Chyba że chcemy otworzyć tu muzeum.
- Sprzętu nie można ani rozpakować, ani używać dopóki nie zostanie formalnie przekazany oddziałowi - twierdzi Tadeusz Klajnert, inspektor z LWDI.
A oddział nie istnieje i koło się zamyka. Dlaczego więc województwo kupiło sprzęt za prawie 9 mln zł? - Przetarg musiał się odbyć - twierdzi następca Filipowicza Marian Jegorow. Jego zdaniem, w przeciwnym razie przepadłyby przeznaczone na ten cel pieniądze. - A sam Filipowicz przypłaciłby to utratą stanowiska.