W międzywojennym Chełmie niemal połowę mieszkańców stanowili Żydzi. Tymczasem kiedy przyszło do przygotowywania poświęconej im wystawy, okazało się, że poza kamienicami i synagogą niemal nic więcej się po nich nie zachowało.
Na wielokrotnie powtarzane w mediach apele o udostępnianie pamiątek na wystawę (również na naszych łamach) w końcu zareagowało 15 osób.
Przynieśli świeczniki, kubki i kieliszki kiduszowe, lampy chanukowe, misternej roboty srebrny pierścień zaręczynowy, balsaminkę, zdjęcia i dokumenty.
Trafił się nawet szofar, czyli róg, którym pobożni żydzi zwoływali się na modlitwę.
– Poruszyło mnie ofiarowane muzeum naczyńko z chanukuji – dodaje Mojska-Zając. – Ten, kto nam je przyniósł, odkupił je od człowieka, który przy pomocy wykrywacza metalu penetrował szlak, którym Niemcy prowadzili chełmskich Żydów na rozstrzelanie. W swojej ostatniej drodze odrzucali najcenniejsze dla nich przedmioty, aby te nie dostały się w ręce oprawców.
W przypadku akurat tej wystawy trudno było liczyć na pamiątki udostępniane przez zasiedziałe w Chełmie od pokoleń rodziny żydowskie, gdyż takich prawie już nie ma. Nadzwyczaj skromne pamiątki niegdysiejszego świata żydowskiego są teraz niemal tylko w muzeach i u kolekcjonerów.
Wyjątkiem od tej reguły były reakcje internatów ze świata, którzy dowiedziawszy się o planowanej w Chełmie wystawie przesłali do muzeum pocztą elektroniczną skany dokumentów i fotografii z rodzinnych archiwów. Takie materiały dotarły m.in. z Kanady.
Przygotowując wystawę, chełmscy muzealnicy skorzystali też ze zbiorów własnych, ale i Archiwum Państwowego w Lublinie, miejscowych bibliotek, Muzeum Lubelskiego, czy Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego, które eksponuje przekazane mu w depozyt eksponaty.
– Tą wystawą otwieramy drzwi do dalszych badań nad żydowską przeszłością Chełma – mówi Zbigniew Lubaszewski, współautor wystawy. – Chełmianom wyznania mojżeszowego, którzy przecież byli też Polakami to się po prostu należy.