Dotychczas wzruszały lub irytowały rumuńskie czy cygańskie dzieci mniej lub bardziej natarczywie domagające się datków. W Chełmie o pieniądze coraz częściej proszą dorosłych także polskie dzieci. Powód: bieda.
- Jak zobaczyłem, że moje m. in. pieniądze ten starszy wydaje na automaty, to zwątpiłem w dziecięcą szczerość i niewinność - mówi kierowca poloneza jednej z chełmskich korporacji taksówkowych. - Moim dzieciom też nie wystarcza na wszystko i często muszę odmawiać im zakupów. A tych z ulicy uczymy tylko cwaniactwa.
Dzieci wiedzą, że wyciąganie ręki po pieniądze nie zawsze daje pożądany efekt. Najnowszy sposób to wędrowanie do biur, instytucji i prywatnych mieszkań ze słowami na ustach: wezmę każdą pracę, mogę posprzątać, wyrzucić śmieci, zbieram na zeszyty, na chleb dla mamy i młodszej siostrzyczki. Na dodatkowe pytania mają przygotowaną zgrabną odpowiedź. A i tak wiedzą, że pracy dla nich nie ma.
- Te dzieci oraz ich rodziny są nam dobrze znane - mówi Jadwiga Przybylska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Chełmie. - O próbach wyłudzania przez nich pieniędzy wiedzą nasi pracownicy socjalni, szukają ich pedagodzy szkolni. To nieprawda, że te dzieci nie mają zeszytów i książek. Nie wszystkich rodziców po prostu stać na spełnianie coraz większych wymagań.
Biedę panującą w wielu domach potwierdza Barbara Żbikowska, przewodnicząca terenowego Komitetu Ochrony Praw Dziecka w Chełmie. Nie oznacza to jednak, że trzeba im dawać pieniądze, przeciwnie.
- Głodne dzieci wiedzą, gdzie mają przyjść, aby dostać gorący posiłek - mówi Żbikowska. - Nasze drzwi są otwarte od rana do godz. 18. - Dzieci mogą zabrać jedzenie do domu, ogrzać się, odrobić lekcje, zaczekać na autobus. Te, które żebrzą o pieniądze omijają nas z daleka.
Pracownicy opieki społecznej i organizacji charytatywnych przestrzegają, że jednorazowy datek dla żebrzącego dziecka nie rozwiąże problemu. Nauczy jedynie cwaniactwa i pomoże w doskonaleniu sposobu na znalezienie łatwego chleba w przyszłości.