Chcesz wypaść dobrze podczas kontroli NIK? Pokaż wyłącznie
te dokumenty, które świadczą jak najlepiej o tobie. Tak zrobił chełmski ZUS.
Według NIK takie tłumaczenie jest mętne. - Przecież musimy mieć dostęp do różnych dokumentów. Po to, by sprawdzić, jak urzędnicy wydają państwowe pieniądze, a nie po to, by korzystać z zamieszczonych tam danych - dodaje Szwajgier.
Gdy kontrolerzy poskarżyli się swojej dyrekcji i szefostwu ZUS, sytuacja się nieco zmieniała. ZUS zgodził się udostępnić... część informacji. Starannie dobranych. - W takim wypadku trudno nam było cokolwiek skontrolować. Wiadomo, że jeśli ktoś przygotowuje własne opracowanie, to robi je tak, by wyglądało ono jak najlepiej - mówi Szwajger.
I rzeczywiście. Na podstawie informacji wyprodukowanych w ZUS, kontrolerzy sporządzili raport, z którego wynika, że zakład działa całkiem poprawnie. Inspektorzy dopatrzyli się tylko jednego: główny lekarz orzecznik i jego zastępcy w godzinach pracy dorabiają gdzie indziej. Ale ZUS uważa, że to nie ma wpływu na jakość ich pracy. Koniec, kropka. Kontrolerzy nie mogą więcej nic zrobić.
Jerzy Michalak, kierownik chełmskiego inspektoratu ZUS nie chce wypowiadać się na temat utrudniania kontroli. - Proszę kontaktować się z dyrekcją w Biłgoraju. To im podlega nasz inspektorat.
Danuta Kwiatkowska, dyrektorka oddziału w Biłgoraju, nie była dla nas wczoraj dostępna. - Nie ma jej i nie będzie - usłyszeliśmy dzwoniąc do domu pani dyrektor.
CO CHCE UKRYĆ ZUS
do pracy w ZUS.
W sierpniu Dziennik opisał dziwaczną metodę działania lekarzy orzeczników w Lublinie: do danej sprawy są wybierani losowo, np. okulista orzeka o chorobie serca, a psychiatra o przypadłościach ortopedycznych. NIK takie same metody wytknęła chorzowskiemu ZUS. Tam o dolegliwościach laryngologicznych chorego orzekał dermatolog.
DLA DZIENNIKA
- ZUS nie może odmówić kontroli prowadzonej przez NIK. Takie działanie jest całkowicie bezprawne. Przecież ZUS zarządza publicznymi pieniędzmi. Nie wolno mu utrudniać pracy kontrolerów. •