W ciągu dwóch lat sprzedali 1,3 tys. działek amfetaminy i prawie 2,5 kg marihuany. -Nie golili głów, nie nosili złotych łańcuchów - mówią o nich policjanci.
- Rozpracowanie tej grupy to nasz wielki sukces - nie ukrywa Jacek Buczek, komendant powiatowy policji w Krasnymstawie. - Ale jeśli popatrzeć na to ze społecznego punktu widzenia, to jednocześnie porażka, że tak duża grupa młodych ludzi popadła w kolizję z prawem.
Zdaniem komendanta, w mieście przez lata nie było wielkiego problemu z narkomanią. Z operacyjnych ustaleń wynikało, że miasto bywało jedynie jednym z etapów przerzutu narkotyków. Z czasem jednak znaleźli się chętni do wypełnienia tej niszy na rynku.
- Pierwsze sygnały o tym, że na naszym rynku uaktywnili się dilerzy, dotarły do nas jesienią ubiegłego roku - mówi Marzena Skiba, oficer prasowy KPP w Krasnymstawie. - Wtedy też miały miejsce pierwsze aresztowania.
Z czasem policji udało się ustalić wzajemne powiązania członków grupy i wyłonić liderów. Okazało się, że w grupie nie było wyrazistych przywódców, którzy trzymali interes twardą ręką.
- Rozprowadzaniem narkotyków zajmowały się osoby z normalnych rodzin. To nie byli dresiarze z ogolonymi głowami i złotymi łańcuchami na szyi - mówi Buczek
Wśród zatrzymanych były osoby karane już za handel narkotykami. Prawdopodobnie to one wiodły prym i załatwiały dostawy towaru. Nie jest też tajemnicą, że taka grupa nie mogłaby działać bez przyzwolenia wyżej posadowionych struktur mafijnych.
Rozpracowywaniem krasnostawskich dilerów zajmowała się specjalnie do tego celu powołana grupa funkcjonariuszy. Dla najbardziej zasłużonym w tej sprawie komendant wojewódzki policji przeznaczył nagrody pieniężne.
Przestępcom za handel i udostępnianie narkotyków nieletnim grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności.