Był salceson i kiełbasa oraz chleb ze smalcem i ogórkiem kiszonym.
Najlepszym z przodowników okazał się Józef Górny, zastępca prezydenta miasta. Wykonał aż 303 procent normy. - Żeby tak teraz wszyscy pracowali - dało się słyszeć. - Ale to chyba niemożliwe.
Na "przodowników” i pozostałych gości surowym okiem spoglądał towarzysz Stalin. Nie zabrakło również Lenina oraz Bieruta i Róży Luksemburg. Na ścianach zawisły obrazy ilustrujące pracę robotników i chłopów. Większość zaprezentowanej kolekcji przyjechała do Chełma wprost z Muzeum Zamoyskich w Kozłówce. Uzupełniły ją zbiory Muzeum Chełmskiego m.in. drukowany w Chełmie Manifest PKWN, fotografie z lat 50. XX wieku oraz dwie unikatowe bombki na choinkę. Jedna z motywem gołąbka pokoju, druga nawiązująca do planu sześcioletniego.
Krystyna Mart, dyrektor chełmskiego muzeum, wyraża przekonanie, że otwartą właśnie wystawę można by zaliczyć do filii Muzeum Zamoyskich. - Konkurować z nią na pewno nie będzie, bo właśnie tamto muzeum posiada największą w Polce galerię sztuki socrealizmu.
- Nigdy nie byłam w Kozłówce - mówi Kinga, tegoroczna maturzystka. - Na pewno tam pojadę. Chcę zobaczyć, jak w czasach dzieciństwa moich rodziców przedstawiano rzeczywistość. Ja ją znam tylko z lekcji historii. To, co zobaczyłam, zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Może nawet większe od opowiadań dziadków i rodziców. Po prostu mogłam tu poczuć atmosferę tamtych lat.
Ci, którzy pamiętają tamte czasy, odetchnęli z ulgą, że mają je już poza sobą. - Obyśmy nigdy nie musieli przeżywać czegoś podobnego - powiedziała Maria Adamiec. - Dzisiaj się z tego żartuje, ale wtedy nie było mi do śmiechu.
- Sztuka socrealizmu minęła na szczęście bezpowrotnie, jednak warto o niej pamiętać - twierdzi Krystyna Mart. - My przywołaliśmy ducha lat pięćdziesiątych po to, aby można było ją przypomnieć i ocenić krytycznie. Odwiedzających naszą ekspozycję chcemy skłaniać do refleksji. Sztuka socrealizmu trwała w Polsce bardzo krótko. Jednak przez cztery lata stała się kolebką partyjnej manipulacji ludem - mówi.