74 tys. złotych domaga się od Monaru mieszkaniec schroniska w Chełmie. Podczas przygotowania drewna na opał, zasłabł i nadział się ręką na piłę łańcuchową. Twierdzi, że z jego stanem zdrowia nie powinien być kierowany do takich prac.
Roman Orzechowski z ośrodka „Monar-Markot” we wrześniu zeszłego roku uległ na terenie ośrodka poważnemu wypadkowi. Złożył w sądzie pozew o odszkodowanie od utrzymującego ośrodek warszawskiego Stowarzyszenia Monar. Pierwsza rozprawa odbędzie się dzisiaj.
Do wypadku doszło po tym, jak kierownik schroniska skierował Orzechowskiego do pracy przy cięciu drewna na opał. Jego obowiązkiem było odbieranie i odrzucanie na taczkę klocków odcinanych piłą łańcuchową. W pewnym momencie mężczyzna zasłabł i nadział się ręką na piłę.
– Jestem cukrzykiem i tego dnia bardzo źle się czułem – mówi Orzechowski. – Kierownik musiał widzieć, jak się słaniałem. Mimo to kazał mi pracować. Odmowa byłaby równoznaczna z wydaleniem mnie z ośrodka.
W wyniku wypadku pan Roman doznał częściowej amputacji prawego ramienia. Lekarzom nie udało się przywrócić pełnej władzy w poharatanej piłą ręce. Oficjalnie został uznany za osobę niepełnosprawną w stopniu umiarkowanym. Jeśli teraz miałby pracować, to na stanowisku specjalnie dla niego przystosowanym. Obecnie pomaga w schroniskowej kuchni.
– Kiedy po kilku dniach wróciłem do ośrodka z ręką w gipsie, kierownik obiecywał mi, że dopóki on będzie kierował ośrodkiem, ja za pobyt w nim będę płacił miesięcznie o 140 zł mniej (miesięczne koszty wynoszą 500 zł, z tym że 300 zł dopłaca gmina Żółkiewka, z której pochodzi Orzechowski – red.) – dodaje pan Roman. – Bylebym tylko nie występował o odszkodowanie. Uznałem, że kierownik dziś jest, jutro go nie będzie, a ja mimo doznanego trwałego uszczerbku na zdrowiu pozostanę z niczym. Dlatego złożyłem pozew.
Za radą prawnika Orzechowski wystąpił o 74 tys. zł odszkodowania. W zeszłym tygodniu za pośrednictwem swojego prawnika Stowarzyszenie Monar telefonicznie skontaktowało się z Orzechowskim. Wstępnie zaproponowano mu ugodę.
– Każdy ma prawo dochodzić swoich praw – mówi Agnieszka Borowska, rzecznik Stowarzyszenia Monar. – Dopóki będzie trwało postępowanie sądowe, musimy jednak uszanować reguły i zachować milczenie. Nie odmawiamy poszkodowanemu pomocy. Pan Roman wciąż jest naszym darzonym zaufaniem podopiecznym. Od czasu wypadku został zwolniony z opłat za pobyt w ośrodku. A samym pozwem jesteśmy po prostu zaskoczeni.