Cierpliwość stracili już chyba wszyscy, którzy prowadzą działalność gospodarczą przy remontowanej ul. Lubelskiej w Chełmie. Bo za sprawą utrudnień w ruchu drastycznie spadły im obroty. Jeden z nich dzisiaj był zmuszony wyrejestrować firmę.
Gołębiowski czarno widzi swoją przyszłość. – Nawet jeśli za dwa miesiące znowu zarejestruję zakład, to pytam, czy moi klienci do mnie wrócą? – dodaje. – Przecież w tym czasie korzystali z usług konkurencji i niewykluczone, że tam już zostaną.
W równie trudnej sytuacji są sąsiedzi Gołębiowskiego.
– Przed remontem ulicy mój dzienny utarg wahał się około 200 zł – mówi Lilianna Mejsnerowicz, która prowadzi drogerię. – Ostatnio raz trafiło mi się 50 zł, ale tylko dlatego, że klientka uregulowała stary dług. Nie wiem, jak długo tak pociągnę. A przecież muszę mieć pieniądze na ZUS, towar i podatki.
Jeszcze bardziej zdesperowana jest Joanna Kozak, właścicielka sklepu spożywczego.
– Byłam już u adwokata, aby poradzić się, czy mam szansę wystąpić do władz miasta o odszkodowanie – mówi. – Mam sklepie kasę fiskalną, a więc łatwo ustalić, ile na remoncie ul. Lubelskiej straciłam. Adwokat daje mi duże szanse w dochodzeniu swego.
Kozak w swojej dzielnicy wyrosła wręcz na lidera kupieckiej społeczności. To ona zapukała do gabinetu Józefa Górnego, pierwszego zastępcy prezydenta Chełma. Uprzedziła, że miasto musi się liczyć protestami i finansowymi roszczeniami ze strony poszkodowanych kupców.
– Obiecałem kupcom i usługowcom, że przez cały czas remontu dojazd do ich sklepów i zakładów będzie możliwy i uważam, że dotrzymałem słowa – mówi tymczasem wiceprezydent Górny. – Niech powtarzają swoim klientom, że można do nich dojechać, nie narażając się na mandat.
– To kpina – ripostuje Gołębiowski – Niech prezydent przejedzie się swoim samochodem od ronda przy "Kamenie” do mostu na Uherce, między pracującymi maszynami i o centymetry od pionowych, głębokich skarp. Przekona się, jakie to ryzykowne.
Jeśli chodzi o sklepikarzy, to w związku z drogowymi robotami za ich progiem, na jedno nie mogą się uskarżać: jeszcze nigdy nie sprzedawali tyle bułek, kiełbasy i... wódki. Drogowcy wymiatają półki z alkoholem, setkami i "małpkami”, do czysta.