- Zamknąć mordę i leżeć! - z takimi słowami brygada antyterrorystów najechała o świcie na dom niewinnych ludzi.
W tym czasie podejrzany smacznie spał w mieszkaniu obok. Policja przeprasza za pomyłkę
Państwo B. do tej pory nie mogą otrząsnąć się z szoku, choć od zdarzenia minęło kilkanaście godzin. - Wszyscy oprócz teściowej jeszcze spali - relacjonuje Sławomir B. - Nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem i do mieszkania wpadło kilku mężczyzn z bronią. Na głowach mieli kominiarki. Zdążyłem tylko podnieść głowę, kiedy mnie skuli i rzucili na podłogę. To samo zrobili z 16-letnim synem. Nie stawiałem żadnego oporu, byłem zbyt zaskoczony. Kiedy chciałem odwrócić głowę i spytać, o co chodzi, jeden z nich przygniótł mi butem głowę do podłogi i wrzasnął, żeby się nie ruszać.
Na potwierdzenie swoich słów pokazuje wyraźny ślad odciśnięty na lewej skroni. - Syn do tej pory ma siniaki na przegubach - dodaje żona Sławomira B. - Ściągnęli go z góry, założyli kajdanki i rzucili na podłogę. Jak jakiegoś bandytę. - A przecież nikt z nas nie zrobił nic złego.
- Mnie też kazali kłaść się na podłogę - mówi 70-letnia babcia. - Nie zgodziłam się i jeden taki posadził mnie na stołku w kuchni. Mnie i moją córkę. Dzięki Bogu nie ruszali wnuczki, która leżała na tapczanie w pokoju. A krzyczeli przy tym, że strach.
- Nie krzyczeli, tylko się darli - poprawia córka. - Kiedy chciałam zamknąć otwarte na oścież drzwi, jeden z nich popchnął mnie z powrotem na taboret i zatrzasnął je kopniakiem.
Po chwili do mieszkania weszło dwóch cywilów. Jeden z nich machnął przed oczami Sławomira B. legitymacją i spytał o nazwisko. Dopiero wtedy okazało się, że zaszła pomyłka. Brygada antyterrorystyczna przyszła bowiem po sąsiada państwa B., zamieszkującego drugą część "bliźniaka”.
Najazd antyterrorystów obudził pół ulicy. Ludzie obserwowali zdarzenie stojąc na balkonach i wyglądając przez okna. - Widziałem, jak przeskakują przez płot i wpadają do mieszkania - mówi jeden ze świadków. - To, że się tak pomylili, nie mieści się po prostu w głowie.
Na szczęście odgłosy nie obudziły sąsiada państwa B., którego udało się ująć. W chwilę potem policjant w cywilu wrócił do państwa B. z przeprosinami.
- Akcję przeprowadzała grupa antyterrorystyczna oraz funkcjonariusze z Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej w Lublinie na polecenie Prokuratury Okręgowej - mówi Bibianna Bortacka, rzecznik prasowy KWP. - Chodziło o zatrzymanie członków zbrojnej grupy przestępczej, zamieszanych m.in. w zabójstwo maturzystów w barze "Miś”. Policjanci wiedzieli, po kogo idą. Pomyłka nie powinna mieć miejsca, jednak takie rzeczy czasami się zdarzają. To od poszkodowanych zależy, czy będą potrafili zrozumieć sytuację.
Rodzina B. do tej pory jest roztrzęsiona. Chora na serce gospodyni musiała skorzystać z pomocy lekarza. Jej mąż uważa, że nie można puścić tego płazem. Sprzeciwia się temu teściowa. - Lepiej nic nie robić, bo jeszcze tu wrócą i zrobią coś gorszego - mówi.
Trzech aresztowanych
w Lublinie z wnioskiem o aresztowanie trzech mężczyzn, którzy zostali zatrzymani w czwartekw Chełmie przez brygadę antyterrorystyczną. Postawiono im zarzut pobicia z użyciem niebezpiecznego narzędzia i przynależności do zorganizowanej grupy przestępczej.
Zatrzymanie mężczyzn ma związek z głośną sprawą zabójstwa w barze "Miś” w Chełmie. Prawdopodobnie są oni powiązani z osobami, które zleciły wykonanie tej zbrodni. Przypomnijmy, że w maju 2000 w tym barze morderca pomylił się i zastrzelił dwóch maturzystów. Wystrzelona ze sztucera kula trafiła w plecy mężczyznę siedzącego plecami do okna,
a potem ugodziła jego kolegę. Za kratkami siedzi podejrzany
o zlecenie zabójstwa Krzysztof B. i o wykonanie egzekucji Wojciech W. Motywem były porachunki na tle wpływów w półświatku chełmskim.
(er)