Beata Ł., 28-letnia mieszkanka Chełma i jej dwie córki, porwane, a potem więzione w Pakistanie, zostały odbite przez detektywa Krzysztofa Rutkowskiego. Dziś wracają do kraju.
Dlaczego zdecydował się na porwanie? Prawdopodobnie Beata Ł. chciała się z nim rozstać, a ten nie chciał do tego dopuścić. - To była zemsta - tłumaczy znany polski detektyw i poseł Krzysztof Rutkowski.
Porwanie zostało zgłoszone policji belgijskiej już następnego dnia. Natychmiast podjęto międzynarodowe poszukiwania, do których przyłączyło się także warszawskie biuro Rutkowskiego. Wraz z pracownicą biura do Pakistanu poleciała Beata Ł. Tam została uwięziona przez byłego konkubenta. Przetrzymywał on matkę z dziećmi w zamkniętej na kłódkę komórce.
Kilka dni przed Bożym Narodzeniem w Pakistanie wylądował Rutkowski ze swoją ekipą. Beata została uwolniona między 20 a 26 grudnia. Ani szczegóły akcji, ani dokładna data nie jest na razie podawana. - Pakistan to bardzo niebezpieczny teren i działania w tym państwie stwarzają poważne zagrożenie - przyznaje detektyw. - Akcja uwolnienia porwanych była bardzo niebezpieczna. Zagrożenie stwarzała rodzina porywacza.
Jak się okazało nie tylko ona. - Porywacz miał duże znajomości w pakistańskiej policji. Jeszcze na lotnisku w Pakistanie, tuż przed odlotem, policjanci próbowali pod byle pretekstem zatrzymać paszport Beaty i nie dopuścić do jej wyjazdu. Ale nie udało się im nas zatrzymać - opowiada K. Rutkowski.
Po uwolnieniu Beaty i jej dzieci cała trójka została przewieziona do Włoch i ukryta w rzymskim klasztorze.
Dziś Beata Ł. wraz z dwójką uwolnionych dzieci i pod opieką detektywa Krzysztofa Rutkowskiego oraz jego pracowników wraca do Polski. Samolot z Beatą ma wylądować kilka minut przed południem na warszawskim lotnisku Okęcie.
Jutro wrócimy do historii porwania, przedstawimy szczegóły akcji w Pakistanie.