W czoraj o godz. 16 runęła połowa kamienicy przy ul. Pocztowej 26 w Chełmie. Mieszkańcy sąsiednich bloków usłyszeli huk. W kłębach dymu i kurzu nie było niczego widać.
- Chłopaki rzucali w ściany kamieniami i to przez nich się zawaliło - mówi siedmiolatek. Chłopiec jeszcze przed chwilą bawił się w miejscu, gdzie obecnie leży sterta gruzu. Nie tylko on. Spółdzielnia Centrum pomiędzy wymiennikownią a popękaną kamienicą urządziła niewielki plac zabaw. Chłopcy codziennie grali tam w "nogę”. Czasem piłka wpadała im w dziurę przy wejściu do piwnicy.
- To szczęście, że zanim runęła ściana dzieciaki zdążyły uciec. Przecież mogło dojść do tragedii. Zresztą jeszcze nie wiadomo, czy kogoś nie było w środku. W tym starym domu czasem pali się światło - mówi młoda mieszkanka osiedla.
Niektóre z dzieci próbowały bawić się tam w chowanego. To co, że okna były zabezpieczone. Deskę zawsze można usunąć. Ponoć z nie zamieszkanych pomieszczeń korzystali czasami obywatele ze Wschodu. Może jest tam jeszcze jakiś spirytusik - zastanawia się jeden z mężczyzn.
- To cud, że nikogo nie zasypało - komentują mieszkańcy bloków przy ul. Siedleckiej. Pomiędzy budynkiem, który legł w gruzach a sąsiednim blokiem jest chodnik. Tędy część mieszkańców osiedla Centrum skracała sobie drogę do domu.
Liczący około 100 lat budynek już dawno powinien być wyburzony. Był zagrożony katastrofą budowlaną. Piętnaście lat temu wszyscy lokatorzy zostali wywłaszczeni, a blok przeznaczony do rozbiórki. Urząd Miasta nie wykwaterował jednak mieszkańców licząc na to, że sami przeprowadzą się do nowych mieszkań. Ale tylko niektórzy opuścili swoje lokale. W 1992 roku grunt, wraz z budynkiem do wyburzenia, kupiła spółdzielnia Centrum.
- Zabezpieczyliśmy nie zamieszkaną część budynku - mówi Bogdan Hurko, prezes Centrum. - W drugiej części, w tej która jeszcze stoi, wciąż mieszkają dwie rodziny. Zwracaliśmy się do Urzędu Miasta, by przyznano im lokale mieszkalne. Bez skutku.
Alfred Prościński i Józef Gaj twierdzą, że inni lokatorzy dostali mieszkania od miasta i wyprowadzili się do nowych lokali. Im nikt nie przyszedł z pomocą. Mieszkają tu od kilkudziesięciu lat. - A jakie miałem wyjście - mówi A. Prościński.
Mieszkające w ocalałej części budynku rodziny muszą opuścić mieszkania. Wczoraj do wieczora pakowali najpotrzebniejsze rzeczy, wynosili na zewnątrz sprzęty i meble. Trafią prawdopodobnie na jakiś czas do hotelu.
Strażacy mieli ściągnąć z Lublina specjalistyczny sprzęt do penetracji zawaliska. Jak poinformował nas Krzysztof Czarny z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Chełmie strażacy usuną gruz i sprawdzą czy kogoś pod nim nie zasypało. O efektach ich pracy poinformujemy jutro.