Zwierzchnicy funkcjonariuszy chcą ustalić, kto wyniósł z więzienia we Włodawie poufne dokumenty. Sprawa jest też w prokuraturze.
– Chodzi o funkcjonariuszy z zawężonego kręgu osób, które miały styczność z dokumentami – mówi major Jacek Zwierzchowski, rzecznik Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Lublinie. – Wyniki powinniśmy otrzymać w przyszłym tygodniu.
Pod koniec listopada ub. roku do naszej redakcji trafiła koperta z dokumentami dotyczącymi Zakładu Karnego we Włodawie. Była tam "Instrukcja Alarmowa”, w której krok po kroku opisano, co robić w razie buntu czy ucieczki więźniów.
Do instrukcji był dołączony wykaz ponad stu pracowników więzienia z Włodawy: z ich domowymi adresami, prywatnymi telefonami komórkowymi i stacjonarnymi. W kopercie był też "Protokół określający siły wsparcia WOISW w Lublinie” z danymi dotyczącymi przewozu więźniów, a także dane o karalności mężczyzny skazanego na 2,5 roku więzienia.
Szefowie lubelskiego więziennictwa wszczęli jednak postępowanie wyjaśniające, które miało wykryć źródło wycieku dokumentów. Po ich oznaczeniach wynikało, że wypłynęły z Zakładu Karnego we Włodawie. Żaden z funkcjonariuszy więziennych, którzy mieli z nimi styczność, nie przyznał się do ich wyniesienia.
Inspektorat Służby Więziennej o wycieku zawiadomił też prokuraturę. Uważa, że doszło do złamania ustawy o ochronie danych osobowych.