Trzeba było ostrej interwencji Dziennika, aby rencista spod Biłgoraja został zwolniony z opłaty za telefon, którego nigdy nie miał.
W ubiegłym tygodniu opisaliśmy, jak to latem ubiegłego roku pojawili się w Ciosmach wysłannicy TP SA: – Dwoje ich było, namawiali na telefon – opowiadał Jan Kanty senior, adresat rachunku. Rencista nie podpisał umowy z agentami firmy, bo uznał, że nie stać go na telefon. Po dwóch tygodniach w wiosce pojawili się inni wysłannicy telekomunikacji. Oni także nie namówili staruszka na podłączenie telefonu.
Mimo to nazwisko i adres pana Jana trafiły do ewidencji TP SA. Pod koniec stycznia rencista znalazł w swojej skrzynce pocztowej fakturę za dwumiesięczny abonament i podłączenie telefonu opiewającą na 146,40 zł. Nikt nie wie, jak mogło do tego dojść.
– Przy pozyskiwaniu klientów korzystamy z usług naszych pracowników terenowych albo z firm zewnętrznych. Być może wówczas doszło do jakiejś pomyłki – zastanawia się Wojciech Jabczyński, zastępca szefa Biura Prasowego TP SA w Warszawie.
– Myślę, że w normalnej firmie pracownik odpowiadający za taki błąd powinien być pociągnięty do odpowiedzialności. A mojemu ojcu należą się co najmniej przeprosiny – uważa syn Jana Kantego.
– Jest nam bardzo przykro. Wkrótce wyślemy przeprosiny. Jeżeli mógłby nam pan przesłać nazwisko i adres tego pana... – usłyszał reporter Dziennika od Wojciecha Jabczyńskiego z TP SA.
Prośbę dyrektor spełniliśmy. Jednak od nikogo w jego firmie nie mogliśmy dowiedzieć się, jak długo rencista z Ciosmów będzie musiał czekać
na przeprosiny.