Bezdomni, niemal na siłę ulokowani w schroniskach, zaczynają wracać na swoje śmieci. Jedni uciekają, innych władze ośrodków muszą usuwać. Po kilku dniach najczęściej kompletnie pijanych przywozi z powrotem policja.
Tym razem Fiałkowska jest pewna, że mężczyzna ten przez jakiś czas pozostanie w ośrodku. Po ostatnim „gigancie” wrócił do „Monaru” z ranami stóp, które uniemożliwiają mu chodzenie. Razem z nim w pomieszczeniu wydzielonym dla tak zwanych dykciarzy, czyli bezdomnych alkoholików przywożonych przez policjantów, przebywa pięć osób. Był tam jeszcze jeden mężczyzna, ale kiedy tylko zrobiło się nieco cieplej wyszedł z ośrodka i nie wrócił. Wczoraj zastąpił go kolejny. Policjant doprowadził ledwo trzymającego się na nogach mężczyznę przed barak, odwrócił się na pięcie i pomaszerował z powrotem do samochodu. – To już bezczelność – zżyma się Fiałkowska. – Ten policjant nawet nie zapytał, czy mamy jeszcze miejsce. Zanim nam go przekazał, powinnam chociaż rzucić na „nowego” okiem. Niedługo zaczną nam podrzucać ludzi pod bramę.
W schronisku Monaru ciągle jest „Niusia” – jedno z dwojga bezdomnych, których przed zamarznięciem uratowaliśmy wspólnie ze Strażą Miejską tydzień temu. Jej towarzysz Ryszard Ł. był w tak fatalnym stanie, że trzeba było wezwać pogotowie. Trafił do chełmskiego szpitala. Jednak nie zagrzał tam miejsca. Lekarz z Oddziału Ratownictwa Medycznego uznał, że nie wymaga hospitalizacji. Został przewieziony do schroniska. Tutaj oboje zostali wykąpani, odwszawieni i nakarmieni. – Niestety, mężczyzna nie mógł u nas pozostać – mówi Barbara Fiałkowska, szefowa ośrodka. – Nie był w stanie samodzielnie chodzić i się moczył.
Ryszard Ł. znowu jest w szpitalu, tym razem na oddziale chirurgii. – Potrzymamy go przez kilka dni i odeślemy do „Markotu” – mówi Edward Tomaszewski, ordynator oddziału. – Mężczyzna ma lekkie odmrożenia palców u rąk i nóg. A że się moczy? Sam doprowadził się do takiego stanu i my na to nic nie poradzimy.
Tomaszewski nie wierzy, że Ryszard Ł. nie chodzi. Przyznaje, że w dzień nie opuszcza łóżka. Za to nocami grasuje po oddziale i wykrada żywność z szafek pacjentów. Na dodatek moczy nie tylko swoje łóżko, ale i innych. Wszyscy mają go dosyć.
Wygląda zatem na to, że bezdomny pacjent wkrótce dołączy do „Niusi”. Oczywiście, jeśli ta w międzyczasie nie opuści ośrodka. Już raz próbowała. Przepytywała mieszkanki, jak chociaż na chwilę wyrwać się na wolność. Obiecywała, że jak tylko zabierze ukrytą w ruinach lokomotywowni butelkę denaturatu, to wróci. Na szczęście dla „Niusi” współlokatorki z „Monaru” wybiły jej z głowy tę eskapadę. Na jak długo? •