W jednym z mieszkań na osiedlu Słoneczne znaleziono rozkładające się zwłoki. Pod nieobecność rodziny żadna ze służb nie zadbała o dezynsekcję i dezynfekcję lokalu. Kiedy po trzech dniach z zagranicy wróciła żona zmarłego, w pokojach roiło się od robaków.
Przedstawiciel administracji pukał i dzwonił do drzwi. Bez skutku. Zajrzał też do mieszkania przez balkon.
– Podobno zobaczył tam roje czarnych much. W mieszkaniu stał także rower – mówi sąsiad z najwyższego piętra. – Wszyscy wiedzieliśmy, że sąsiad nigdzie się bez niego nie ruszał.
W końcu okazało się, że drzwi nie były zamknięte na klucz. Po ich otworzeniu z mieszkania buchnął potworny smród. Gospodarzowi nie pozostało nic innego, jak wezwać policję. Funkcjonariusze zastali na miejscu rozkładające się ciało. Na telefoniczne polecenie prokuratora zabrali je do prosektorium. – To skandal, że nikt nie pomyślał wtedy o wydezynfekowaniu mieszkania – żali się żona zmarłego.
Nadkom. Henryk Marciniak twierdzi, że policjanci umówili się z przedstawicielami osiedlowej administracji, że ani zajmą się oczyszczeniem mieszkania. Mieli zgłosić się po klucze następnego dnia, ale nie przyszli. Nie było ich również w środę.
– Nie możemy wchodzić do mieszkań pod nieobecność gospodarzy – wyjaśnia brak reakcji ze strony spółdzielni jej wiceprezes Andrzej Roguski.
Żona zmarłego twierdzi, że administracja w tej sprawie nie kiwnęła palcem. Także sanepid, który ograniczył się do wskazania policji firmy dezynsekcyjnej. Inspektorów sanitarnych nie zaniepokoiło nawet to, że przez kolejne dni w mieszkaniu ciągle panował trupi odór i wylęgały się robaki. Uporała się z tym wyspecjalizowana firma, którą wezwała nie prokuratura, policja, administracja, ani sanepid, lecz rodzina zmarłego.