Kasztanowce są wizytówką miasta. Rzecz w tym, że kasztanów pod nimi nie uświadczysz. Ekipy zbieraczy czyszczą z nich teren i zamieniają je na żywą gotówkę
Krystyna Karczmarska przyniosła wczoraj do popularnego w mieście skupu przy ul. Lubelskiej 27,5 kg kasztanów. Dostała za nie 16 zł i 50 groszy. Tegoroczna cena kilograma kasztanów to 60 gr, czyli o 10 gr wyższa niż przed dwoma laty.
– Na zebranie tych kasztanów poświęciłam po dwie godziny w ciągu dwóch dni – mówi pani Krystyna. Przecież to, co za nie dostałam, piechotą nie chodzi. Dlatego jeszcze tu wrócę z kolejnym woreczkiem.
Stanisława Sowa, właścicielka skupu, po roku przerwy kasztany skupuje od 20 września. Do tej pory w magazynie ma już około trzech ton. – Dotychczasową rekordzistką jest kobieta, która przywiozła 180 kg kasztanów – mówi pani Stanisława. – Ale mam i takich klientów, którzy dostarczają mi jednorazowo po kilkanaście, a nawet kilka kilogramów. Wśród nich jest staruszka, która wysypuje na wagę co najwyżej 3 kg.
Stanisława Sowa zauważyła, że w porównaniu z rokiem 2015, kiedy też skupowała kasztany, tym razem ma znacznie mniej klientów. Jest przekonana, że to efekt programu 500 Plus. Kiedy pyta swoich dawnych dostawców, dlaczego już nie zbierają kasztanów, odpowiadają jej, że już im się to nie opłaca.
Wcześniej kasztany odbierała od pani Stanisławy firma z Fajsławic. Teraz nawiązała z nią współpracę spółka z Lublina. Cały skupiony towar ma wyekspediować za granicę. Kasztany wykorzystywane są między innymi w przemyśle chemicznym, czy farmaceutycznym.
– Kasztany zbierają bezrobotni, emeryci i renciści, dzieci, ale też osoby na pierwszy rzut oka dobrze sytuowane – mówi pani Stanisława. – Mam też sporo dostawców spoza miasta. Ci dostarczają mi najwięcej towaru.
W samym Chełmie rośnie około 850 kasztanowców. Możliwości pozyskania kasztanów są więc ograniczone. Wśród zbieraczy obowiązuje zasada: kto pierwszy, ten lepszy. Najbardziej zdeterminowani wyruszają na zbiór, kiedy tylko zaczyna świtać.