W Lublinie toczy się dyskusja na temat przywrócenia w Kozim Grodzie izby wytrzeźwień.
- W Chełmie izba wytrzeźwień broni się od lat i nie słyszałem o jakichkolwiek zakusach na jej likwidację - mówi Henryk Weremkowicz, wieloletni dyrektor tej placówki. - Chyba najbardziej liczy się to, że zapewniamy spokój w rodzinach. Połowa naszych pacjentów to sprawcy awantur domowych.
Weremkowicz z przymrużeniem oka podkreśla, że każdy ma prawo trafić do izby. Wie, co mówi, bo "gościł” już cały przekrój zawodowy. - Z wyjątkiem księży w sutannach i zakonnic w habitach. Ale księży bez sutann już tak - śmieje się.
Równocześnie przyznaje, że wśród przywożonych do niego osób najwięcej jest bezrobotnych. Tylko w lutym na 120 wszystkich pacjentów było ich aż 96.
Wczoraj rano chełmską izbę wytrzeźwień opuściło dziewięć osób. To dużo. Zazwyczaj frekwencja waha się w granicach trzech-pięciu pacjentów. Wszystkich pobyt w izbie kosztuje 240 zł.
- Bywa że procesy egzekucyjne trwają nawet do trzech lat - mówi Weremkowicz. - Koniec końców udaje nam się ściągnąć 30-35 proc. należności za pobyt w izbie. Oczywiście kwoty te nie rekompensują kosztów utrzymania placówki. Jako jednostka budżetowa w 100 procentach jesteśmy dotowani przez miasto i cały dochód odprowadzamy na jego konto.
Z uwagi na ochronę danych osobowych izba zapewnia swoim pacjentom całkowitą dyskrecję. Nie ma już mowy o powiadamianiu zakładów pracy o tym, co przydarzyło się ich pracownikowi. Bywa natomiast, że na życzenie pacjenta o tym, gdzie trafił, powiadamiani są członkowie jego najbliższej rodziny.
W przeciwieństwie do dorosłych na dyskrecję nie mogą liczyć natomiast nieletni. Jeśli trafiają do izby, ich rodzice powinni o tym jak najszybciej się dowiedzieć. Na szczęście, przynajmniej z doświadczenia Weremkowicza nie wynika, że nieletni, jak się to powszechnie uważa, piją coraz więcej. Wręcz przeciwnie. Trafia ich do izby coraz mniej. W styczniu ani jeden, a w lutym zaledwie dwóch. Tymczasem w latach 1998-2002 w ciągu miesiąca pijanych małolatów trafiało nawet po kilkunastu.
Weremkowicz, zapytany czy zdarzało się, że pacjent, który spędził noc w izbie wracał, aby podziękować za opiekę, twierdzi, że tak. Niektórzy nękani wyrzutami sumienia przychodzili też, aby przeprosić za swoje zachowanie. - Pamiętam też przypadki, kiedy wypuszczonego rano pacjenta, jeszcze tego samego dnia policjanci przywozili w sztok pijanego z powrotem.