500 przetrzymywanych książek i 27,7 tys. zł niezapłaconych kar. Tyle w niecały miesiąc odzyskała Chełmska Biblioteka Publiczna.
Radosławska przyznaje, że, od kiedy do akcji wkroczyli śląscy windykatorzy znacznie więcej czytelników zaczęło zwracać książki w terminie. Po kilku tygodniach windykacji przestali też złorzeczyć bibliotekarzom. Tymczasem jeszcze niedawno Radosławskiej grożono wybiciem szyb w jej mieszkaniu.
- Czytelnicy zrozumieli, że muszą przestrzegać naszego regulaminu - mówi dyrektor. - Tym bardziej, że dowiadują się, że nie tylko my zdecydowaliśmy się wyręczyć windykatorami.
Chełmscy czytelnicy są winni swojej bibliotece za przetrzymywanie książek i innych wydawnictw około 225 tys. zł. Tymczasem na przykład w przypadku podobnej książnicy w Kaliszu ten dług przekracza 1 mln zł. Nic dziwnego, że i tam do akcji wkroczyła firma windykacyjna, dla której to niezły zarobek. Tym bardziej, że łatwiej wyegzekwować dług od czytelnika, niż kogoś kto wyłudził kredyt.
Przestraszeni wysokimi karami czytelnicy masowo odnoszą książki do biblioteki. Bywa też, że przesyłają je pocztą, chociaż mieszkają w tym samym mieście. Bibliotekarze podejrzewają, że ci ludzie po prostu się wstydzą. W przesyłkach znajdują nawet liściki ze szczerymi przeprosinami. Do tej pory rekordowa, wyegzekwowana kara to 3 tys. zł.
- Przyznaję, że dla niektórych naszych czytelników nastały trudne dni - mówi Radosławska. - Ale nie było innego sposobu, aby odzyskać przetrzymywane książki. (BAR)