Mieszkańcy spółdzielczego osiedla nie zgadzają się, by sąsiad rozjeżdżał swoim autem chodnik. Józef Glina za zaparkowanie swojego samochodu na osiedlowym trawniku miał zapłacić 100-złotowy mandat. Nie zapłacił, więc sprawa trafiła do sądu.
- Od 2000 r., kiedy jeszcze miałem orzeczoną drugą grupę inwalidzką, posiadałem pisemne zezwolenie na podjeżdżanie pod samą klatkę schodową - mówi Glina. - Robiłem to sporadycznie, jedynie przy okazji większych zakupów, bądź kiedy przywoziłem syna z internatu. Nie nadużywałem swojego przywileju. Tymczasem okazało się, że komuś to przeszkadza, a moje pozwolenie dawno wygasło.
W 2006 r. gospodarze spółdzielni mieszkaniowej uporali się z porządkami wśród osiedlowych budynków. Zostały wtedy ułożone eleganckie chodniki z kostki brukowej. Traf chciał, że Glina zaparkował dwoma kołami na nowym chodniku akurat w trakcie jego odbioru technicznego. Tego prezesowi spółdzielni było już za dużo. Wezwał policję, aby zdyscyplinowała kierowcę nieszanującego wspólnej własności.
- Od tamtego czasu coraz to prezes, to sąsiedzi nasyłali na mnie policjantów bądź miejskich strażników - mówi Glina. - Pamiętam, jak 22 sierpnia 2006 r. strażnik zażądał ode mnie dokumentów. Kiedy zamiast nich podałem mu kartę parkingową, wykręcił mi rękę. Świadkami byli żona i wyglądający przez okno syn. Uznałem, że została naruszona moja nietykalność i godność, w związku z czym złożyłem w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.
Sąd nie uwzględnił zażalenia pokrzywdzonego. Jego zdaniem, strażnik miejski nie przekroczył swoich uprawnień. A sam Glina w czasie zajścia miał się zachowywać agresywnie oraz używać w stosunku do funkcjonariuszy słów obelżywych.
Niezrażony niczym mężczyzna na przekór gospodarzom spółdzielni i sąsiadom nadal podjeżdżał samochodem pod klatkę. W miejscu gdzie parkuje, trawa jest wygnieciona kołami. I znowu ktoś na niego naskarżył. Tym razem przyjechało trzech strażników, w tym jeden z aparatem fotograficznym. Sporządzili protokół i zapytali, czy Glina zgodzi się zapłacić mandat. Nie zgodził się, a więc trafił do sądu.
- Ze swojej strony nie popuścimy - mówi Sławomir Borkowski, komendant Straży Miejskiej we Włodawie. - Będziemy interweniować, kiedy tylko pan Glina znowu zapakuje samochód na trawniku. W przeciwnym razie moglibyśmy być posądzeni o zaniechanie obowiązków służbowych.
Poruszanie się samochodem wzdłuż chodnika jest wykroczeniem drogowym. Glina jeszcze za to nie został ukarany, a jedynie za niszczenie zieleni. Komendant zapowiada, że jeśli będzie trzeba, sięgnie i po ten instrument.
Marian Ścisłowski, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej we Włodawie:
- Nie możemy, ani nie chcemy robić dla Józefa Gliny wyjątku. Chodniki są dla pieszych. Pan Glina ma zaledwie kilkadziesiąt metrów od swojej klatki schodowej do jednego czy drugiego parkingu. Ponadto, nie jest on jedynym inwalidą na osiedlu, tymczasem tylko on rości sobie szczególne prawa. Nie po to ułożyliśmy nowe chodniki, aby ktoś nam je niszczył.