Tego się we Włodawie nikt nie spodziewał. Chociaż radni PSL wspierani przez kolegów z PO byli już niemal pewni swego, to w Radzie Powiatu zawiązała się i przejęła władzę koalicja... SLD z PiS.
Starostą został Wiesław Holaczuk, który był zastępcą Janusza Kloca, dotychczasowego starosty z legitymacją PSL.
– Wszystko wskazywało na to, że PSL, który uzyskał najwięcej, bo pięć mandatów w radzie, razem z nami pozostanie przy władzy – mówi Holaczuk. – Tymczasem okazało się, że chciał wykroić dla siebie jeszcze więcej, niż w poprzedniej kadencji. Gotowi byliśmy do pewnych ustępstw, ale kolegom z PSL było tego mało. Po prostu odrzucili deklarację dalszej współpracy z naszej strony. W tej sytuacji nie mogliśmy czekać bezczynnie i w ostatniej chwili porozumieliśmy się z radnymi z SLD i niezależnym radnym Andrzejem Rusińskim.
PSL również wabił do siebie Rusińskiego. – Na początek otrzymałem propozycję funkcji przewodniczącego – mówi Rusiński. – Składano mi ją trzykrotnie i się zgodziłem. W końcu usłyszałem, że moje żądania nie mogą być spełnione. A przecież ja niczego od nich nie żądałem! Na początku politycznej gry jedynie zapytałem, czy widzą ze mną współpracę.
Najpierw PSL, który w radzie ma pięć mandatów usiłował zmontować koalicję z PO ( trzy mandaty) i Rusińskim. Później zaproponował szeroką koalicję, uzupełnioną o SLD ( cztery mandaty).
– W każdym rozdaniu PSL chciał zagarnąć niemal wszystko, a więc stanowiska starosty, wicestarosty i dwóch członków zarządu – dodaje Rusiński. – Trudno było dopuścić do monopolu jednej partii. Dlatego tak mnie, jak i radnym z SLD i PiS tym łatwiej było wznieść się ponad politycznymi podziałami i zawiązać koalicję. Umowę koalicyjną z własnej woli, a nie partyjnej dyscypliny podpisała cała nasza dziewiątka.
Starosta Holaczuk podkreśla, że politykę robi się w Warszawie, a w terenie pracuje się dla dobra miejscowych społeczności. Ma równie dobre zdanie o nowych kolegach z SLD, co oni o partnerach z PiS. A o ludowcach mówi się teraz we Włodawie, że "żarli, żarli, aż się udławili".