Ciągłe utarczki, wyzwiska, bójki i szykanowanie. Tak wyglądają sąsiedzkie stosunki między mieszkańcami leśniczówki Zacisze w gminie Urszulin. Cztery rodziny od lat nie mogą się dogadać. Sprawiedliwości raz po raz szukają w sądzie.
Słobodowie są jedną z czterech rodzin mieszkających w Zaciszu. Fakt, że to właśnie im się w życiu polepszyło, wywołał agresję sąsiadów. Do pierwszego pobicia pani Aliny doszło osiem lat temu. Wtedy to dwie sąsiadki, pani Renata P. i Genowefa T., postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce. – Okładały mnie pięściami na podwórku – mówi rozżalona Słobodowa. – Miałam mnóstwo siniaków i złamany palec u lewej ręki. To był koszmar.
Po feralnej bójce Alina S. powiadomiła włodawską prokuraturę. Sprawa trafiła do sądu. Krewkie sąsiadki zostały ukarane. Wyrok, który wtedy zapadł, ostudził ich zapały. Nie na długo. – Mąż wyszedł na dwór z psem – mówi Słobodowa. – Podbiegł do niego Krzysztof P. i zaczęła się słowna utarczka. Chwilę potem dołączył do nich Władysław D. Powalili męża na ziemię, kopali i bili. Leżał pod przyczepą. Wybiegłam na dwór, wtedy dopadli mnie i powalili obok. Kazali obiecać, że o zajściu nie powiadomimy policji. Krzyczałam, Jurek przysięgaj, bo nas zabiją.
Słobodowie o zdarzeniu policję powiadomili. Sprawa trafiła do włodawskiego sądu. Ukarano jednak tylko Krzysztofa P., za pobicie Jerzego S. – Dla naszych sąsiadów każda okazja jest dobra, żeby nam dokuczać – mówi ze łzami w oczach Alina S. – Nie widzimy innego wyjścia. Musimy dochodzić swoich praw w sądzie, bo wierzymy w sprawiedliwość.
Co na to bojowi sąsiedzi? Twierdzą zgodnie, że to rodzina Słobodów jest konfliktowa. Oni są niewinni. Jednak to Słobodowie na każde zajście mają protokoły policyjne, obdukcje lekarskie i wiele innych dokumentów, którymi sąsiedzi nie mogą się pochwalić.