Dróżnik, który nie zamknął szlabanu na przejeździe w Chełmie, usłyszał zarzut spowodowania wypadku kolejowego ze skutkiem śmiertelnym. Grozi mu za to do ośmiu lat więzienia.
- Dróżnik przyznał się do winy – mówi Mariola Puławska, zastępca prokuratora rejonowego w Chełmie. – Potwierdził przyjęcie i odnotowanie w dokumentacji sygnału, że ze stacji Zawadówka ruszył w jego stronę pociąg. Następnie miał wyjść na zewnątrz do toalety. Kiedy z niej wyszedł usłyszał sygnał dźwiękowy pociągu i zorientował się, że nie zamknął rogatek. Natychmiast podbiegł do nastawnika, aby to zrobić, ale było już na to za późno. Rozpędzony pociąg uderzył w znajdującą się na torowisku toyotę.
Kierująca toyotą yaris zginęła na miejscu. Jej 13-letnia córka walczy o życie w lubelskim szpitalu. W wypadku zginął także pies.
Zatrzymany dróżnik to pracownik z około 20-letnim stażem i wymaganymi szkoleniami. Podczas zeznań nie potrafił wytłumaczyć swojego zachowania. Powiedział, że bardzo żałuje czynu, który obciąża jego sumienie.
- Wobec dróżnika zastosowaliśmy środek zapobiegawczy w postaci policyjnego dozoru, zakazu opuszczania kraju oraz zawieszenia wykonywania pracy w zawodach związanych z ruchem kolejowym – dodaje prokurator Puławska. – Prowadząc dalsze śledztwo współpracujemy także z Państwową Komisją Badań Wypadków Kolejowych przy Ministerstwie Infrastruktury i Budownictwa.