
Za kneblowanie prasy uznało warszawskie Centrum Monitoringu Wolności Prasy wyrok Sądu Okręgowego w Lublinie, który zasądził od Hanny Maksim, redaktor naczelnej Tygodnika Chełmskiego oraz wydawcy tego pisma 300 tys. zł. Sąd nakazał zapłacić tę kwotę firmom opisanym przez tygodnik.

Centrum Monitoringu Wolności Prasy, które wydało w tej sprawie oświadczenie, lubelski wyrok uznało za przejaw zamykania ust dziennikarzom. Cytowana w nim Maksim, twierdzi, że przez wyrok wydaje ostatni numer Tygodnika Chełmskiego, bo komornik zajął już konto redakcji. – Będę wydawać tygodnik choćby na powielaczu – deklarowała wczoraj.
Pozew złożyły spółka Elpom z Nadarzyna i Zakłady Tłuszczowie w Bodaczowie, które poczuły się dotknięte artykułem opublikowanym w Tygodniku Chełmskim i Chłopskiej Drodze „Super interes spółki Super Tydzień”. Tekst, dotyczył kupienia przez spółkę Super Tydzień (poprzednika Zakładów Tłuszczowych w Bodaczowie) firmy Bolmar. Autorzy pozwu uważają, że artykuł był nierzetelny. Domagali się m.in. 300 tys. zł zadośćuczynienia.
Pozwani – Hanna Maksim oraz Waldemar Świrgoń (wydawca TCh i Chłopskiej Drogi) nie stawili się na pierwszą rozprawę, która odbyła się 2 czerwca. Ich adwokat Andrzej Karpowicz przysłał tylko pismo, że chce przeniesienia sprawy do Warszawy. Sąd tego samego dnia wydał wyrok zaoczny, któremu nadał rygor natychmiastowej wykonalności.
– W zawiadomieniu o rozprawie nie było adnotacji, że obecność jest obowiązkowa – mówi Maksim. – Nie było też zobowiązania do pisemnej odpowiedzi na pozew.
Mecenas Karpowicz tłumaczy, że pozew został doręczony jego klientom na kilkanaście dni, a sam otrzymał od nich pełnomocnictwa tydzień przed rozprawą. – To zbyt krótki czas, żeby się dobrze przygotować – mówi. – Dlatego natychmiast zwróciłem się do sądu o przełożenie sprawy na inny termin. W swojej 30-letniej praktyce prawnej po raz pierwszy spotkałem się z wyrokiem zaocznym, który wydano już po pierwszej rozprawie.
Jarosław Matras, rzecznik SO w Lublinie, zaprzecza, aby sąd się tu pośpieszył. – Wyrok zaoczny nie zostałby wydany, gdyby pozwani choć jednym zdaniem w piśmie procesowym stwierdzili, że nie uznają powództwa. 2 czerwca nie było żadnych podstaw, żeby odroczyć rozprawę – mówi.
Karpowicz wniósł sprzeciw do wyroku. Sąd nie wyznaczył terminu, w którym rozpozna ten wniosek.