W poniedziałek blisko 50 lekarzy odejdzie z pracy, a chorzy stracą opiekę. Dyrekcja chełmskiego szpitala nie ma pieniędzy na podwyżki płac.
Lekarze z chełmskiego szpitala żądają podwyżek od 800 do nawet 1,5 tys. zł. Termin wypowiedzeń, które złożyli, mija za cztery dni. Jeśli odejdą, około 150 pacjentów czeka ewakuacja do innych lecznic.
- Z każdym dniem atmosfera jest coraz gorsza - nie ukrywa Mariola Krawiec, pacjentka pulmonologii, czekająca na przeszczep nerki. - Boję się, że będę musiała zmienić szpital. Ale na pewno nie wypiszę się na własną prośbę, tak jak zapowiadają niektórzy. Muszą mnie wyleczyć.
Dyrektor szpitala Mariusz Chudoba jeszcze się łudzi, że lekarze zmienią zdanie. - Mamy czas do niedzieli. O wszystkim mogą zadecydować ostatnie godziny. Choć ja na podwyżki pieniędzy nie mam - podkreśla.
Andrzej Jarzębowski, wicedyrektor Departamentu Zdrowia i Polityki Społecznej Urzędu Marszałkowskiego próbował wczoraj załagodzić sytuację i przekonać lekarzy do wycofania wypowiedzeń. Nie udało mu się. Na domiar złego jego wypowiedzi na temat finansowania służby zdrowia wywołały oburzenie. Lekarze ostentacyjnie wyszli z sali.
- To było po prostu śmieszne - kwituje Piotr Kiwiński, do niedawna przewodniczący związku zawodowego lekarzy. - Kilkadziesiąt minut monologu i zero treści. Jak to możliwe, że dyrektor departamentu zdrowia nie wie, ile zarabiają chełmscy lekarze. Nie można też całą winą obarczać dyrektora. Bo niby skąd on może wziąć pieniądze na nasze podwyżki?
Sytuacja w chełmskim szpitalu niepokoi również pielęgniarki i pozostały personel. - Mówi się tu o wszystkim, ale nie o pacjentach - twierdzi Joanna Wójcik, przewodnicząca związku zawodowego pielęgniarek. - Jeśli lekarze odejdą, to właśnie pacjenci najbardziej na tym ucierpią. Póki co, o groźbie ewakuacji staramy się ich nie informować.
A co z pielęgniarkami z oddziałów, które mogą być zamknięte? - Nikt im wypowiedzeń jeszcze nie wręczył. Ale nie wiem, czy w poniedziałek będą miały gdzie i dla kogo pracować - dodaje Wójcik.