Rozmowa z Józefem Górnym, kandydatem Polskiego Stronnictwa Ludowego na prezydenta Chełma
• Dlaczego zdecydował się pan kandydować?
-Mam duże doświadczenie w pracy samorządu. Od blisko ćwierćwiecza jestem związany bardzo mocno z miastem. Uważam się za człowieka czynu i mój charakter nie pozwala mi na bierność.
• Przez lata był pan oficerem, nie boi się pan,
że wyborcy bać się będą kapralskich metod zarządzania?
- Jestem oficerem technicznym. Ukończyłem WAT. W wojsku zajmowałem się problemami łączności. Jestem technokratą, nie "kapralem”. Technika wymaga profesjonalizmu, a nie dowodzenia. Samorządu uczyłem się przez siedemnaście ostatnich lat. Współpracowałem z sześcioma ostatnimi prezydentami Chełma.
• Którego ocenia pan najlepiej?
- Ocenę tę pozostawiam wyborcom. W kampanii chcę mówić o tym, co zamierzam robić.
• Czym więc chce pan przekonać do siebie wyborców?
-Przede wszystkim chciałbym zająć się młodzieżą. Nie możemy dopuścić do jej emigracji. Młodzi powinni wyjeżdżać jedynie
po to, by zdobywać gruntowną wiedzę. Potem muszą mieć
do czego wrócić. Miasto musi zrobić wszystko, by im to zapewnić.
• To hasło pozostawione bez odpowiedzi jak to osiągnąć, wydaje się trochę demagogiczne.
- Możliwości daje Unia Europejska. Musimy bić się o unijne pieniądze. Dla samego miasta, ale również dla przedsiębiorców
tu działających. 320 mln euro czeka na biznesmenów z Lubelszczyzny w latach 2007-2013. Samorząd może im pomóc w ich zdobyciu. Dzięki nim powstaną miejsca pracy także dla młodych. W gestii prezydenta jest także zapewnienie dzieciom i młodzieży możliwości ciągłej nauki języka angielskiego. Nie może być dalej tak, że po ukończeniu gimnazjum, młody człowiek musi zamiast tego języka zacząć naukę np. niemieckiego. Także
na to należy znaleźć unijne pieniądze.
Samorząd musi składać wnioski nie tylko na kolejne etapy betonowania czy brukowania miasta, ale
na przedsięwzięcia, które otworzą miasto dla inwestorów. Przykładem niech będzie północna obwodnica Chełma. Jest niezbędna, ale jej realizacja nie może odciąć Chełma od drogi prowadzącej do granicy. Tą drogą codziennie "jadą” setki tysięcy złotych, które mogą być wydane w Chełmie.
• Żeby zdobyć unijne pieniądze, trzeba wykazać się własnym wkładem. Skąd wziąć
na to pieniądze?
-Przy obecnym zadłużeniu miasta, nie będzie to proste. Brakujące środki można uzyskiwać m.in. wykorzystując wkomponowane w fundusze pomocowe instrumenty pożyczkowe i poręczeniowe. Rozwiązaniem może być także partnerstwo prywatno-publiczne oraz koncesje na roboty budowlane. Wybudowany obiekt staje się własnością miasta, które płaci prywatnemu koncesjonariuszowi prawem czerpania pożytków w określonym czasie. Po tym okresie inwestycja przechodzi w całości w gestię miasta.
• Dlaczego z tak technokratycznymi poglądami kandyduje pan z listy PSL, partii, która w mieście nie cieszy się zbyt wielkim poparciem?
- Z ruchem ludowym związany jestem od połowy lat osiemdziesiątych. Jestem prezesem partii w Chełmie. PSL niesłusznie kojarzony jest wyłącznie z partią wiejską. W naszej chełmskiej organizacji praktycznie nie ma rolników. W swojej historii PSL miało i premierów, i marszałków Sejmu. Wielu naszych kolegów aktualnie z powodzeniem kieruje samorządami, w tym miejskimi.